niedziela, 17 kwietnia 2011

Powrót do przeszłości

Nie wiem od czego zacząć... może od jakiegoś mądrego cytatu:


"Gdyby Mercedes SLS AMG był tylko kilka kilometrów na godzinę szybszy, jego prędkość odpowiadałaby najwyższemu stopniowi na stosowanej w USA skali dla huraganów. Ten supersportowy model z jedynymi w swoim rodzaju skrzydlatymi drzwiami łączy nadzwyczajną dynamikę jazdy oraz zapierający dech w piersiach, oszczędny i już wielokrotnie wyróżniany design."

SLS AMG wzoruje się na Mercedesie 300SL Gullwing, zaprezentowanym w 1954 roku w Nowym Jorku podczas salonu motoryzacyjnego "International Motor Sports Show". Dlaczego miał takie dziwiaczne i jedyne w swoim rodzaju drzwi? Niestety nie był to kaprys designerów, a efekt pracy inżynierów Mercedesa. Samochód miał bardzo wysokie progi, by zachować dużą sztywność nadwozia, stąd ktoś genialny wpadł na taki, a nie inny pomysł. Efekt końcowy jest co najmniej ciekawy. W dzisiejszych czasach spotkanie takiego samochodu graniczy z cudem. Gullwing jako nowy kosztował 29 tysięcy marek, co było (podobno) astronomiczną kwotą jak na tamte czasy. Na szczęście istniała "biedniejsza" wersja 300-tki, mianowicie 190 SL. Udało mi się nawet spotkać kilka egzemplarzy:





Ale wróćmy do 2010... Miałem to szczęście widzieć kilka sztuk niedługo po oficjalnym starcie sprzedaży. Z początku byłem sceptycznie nastawiony, w ogólnym skrócie - wydawało mi się, że SLS jest zdecydowanie przekombinowany i brzydki. Dziwiłem się ludziom, którzy go zamawiali. Jak można kupić coś, czego nie widziało się na oczy?! Zamówić auto za ponad 860 tysięcy złotych, nie mając okazji się nim przejechać... Dziwne... 




Jak zobaczyłem po raz pierwszy na żywo ów "kota w worku" to byłem kompletnie zaskoczony urodą tego samochodu. Wyglądał obłędnie. Ale to nie wszystko. 6,2 litrowa V8-mka nie tylko zapewnia SLSowi fenomenalne osiągi, ale też niewiarygodne brzmienie... Jeśli chodzi o wnętrze, z początku byłem przekonany, że jest to zmieniony kokpit E-klasy. Fakt, wnętrze jest urządzone dość oszczędnie, ale trudno mu cokolwiek zarzucić. Odpowiednio skonfigurowane zniewala z nóg tak samo jak i wygląd zewnętrzny tego auta. 

Żeby było śmieszniej, niedługo po tym, jak dorwałem SLSa na ulicy, dealer Mercedesa, niedaleko którego mieszkam, postanowił ściągnąć inny egzemplarz na jazdy testowe. Hmm... Chociaż to nie do końca tak wygladało. Wraz z samochodem ściągnęli kierowcę testowego AMG, który zabierał na przejażdżkę potencjalnych chętnych. Pojawili się między innymi ludzie w Deawoo czy Fiacie Cinquecento... Równie dobrze to i ja mogłem być potencjalnym kupującym...



To jednak nie koniec mojej przygody z tym modelem Mercedesa. Widziałem go jeszcze w Cannes, Monaco, Poznaniu podczas Gran Turismo Polonia 2010 oraz w trakcie mojej wycieczki do Berlina w Mercedes Welt.






Wiele osób zgodnie twierdzi, że zdecydowanie bardziej podoba im się 300SL Gullwing, czy też 190 SL. Ja jednak jakbym miał wybierać, postawiłbym na SLSa w dobrej konfiguracji. Dużą uwagę zwróciłbym na carbonowe wstawki we wnętrzu, gdyż moim zdaniem bez nich jest ono dość smutne. Nie jestem jednak do końca przekonany, czy system audio Bang & Olufsen jest wart swojej ceny... Z tego co pamiętam był bardzo drogi, nawet jak na sprzęt audio w Mercedesach ;)

Podsumowując, moim zdaniem jest to jeden z najfajniejszych samochodów, który pojawił się w 2010 roku i bez wątpienia kupiłbym go, gdybym miał wolny milion złotych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz