czwartek, 24 grudnia 2015

Q50

W zeszłym miesiącu zostałem zaproszony przez Project Automotive na sesję zdjęciową Infiniti Q50 2.2D. To w sumie nie pierwszy raz, gdy działamy razem. Wcześniej moje zdjęcia pojawiły się w testach Kii Vengi oraz Volkswagena Polo GTI, o którym zresztą była wzmianka na blogu.

Plan zakładał zarówno zdjęcia statyczne pod Wydziałem Filologicznym Uniwersytetu Łódzkiego oraz dynamiczne w tunelu niedawno oddanej trasy WZ. Ze względu na fakt, że miało się to odbyć nocą, potrzebny był mi nieco mocniejszy sprzęt niż zwykle (wykaz pod koniec wpisu). Na szczęście z tym nie było żadnych problemów. 








Siłą rzeczy poznaliśmy się z Infiniti trochę bliżej. Wizualnie samochód jest atrakcyjny, zarówno z zewnątrz jak i w środku. 2.2-litrowy 170-konny diesel nie prowokuje do szybkiej jazdy, ale też w zupełności wystarcza zarówno do jazdy po mieście, jak i w dalszą trasę. Warto wspomnieć, że napęd jest przenoszony na tylne koła, co dla wielu osób będzie dużą zaletą. Fajne jest też to, że można zmieniać biegi ręcznie z wykorzystaniem magnezowych łopatek umieszczonych przy kierownicy, jednak sama przekładnia dość ospale reaguje na dociśniecie gazu. Moim zdaniem największą wadą tego samochodu jest kultura pracy silnika. O ile w środku ten problem w zasadzie nie istnieje, o tyle na zewnątrz klekot jest zdecydowanie za głośny.


Uchwyty na kubki bez problemu pomieszczą wasze ulubione obiektywy. A w tle Nissan Qashqai 1.6 dCi 4×4, który posłużył nam za pojazd techniczny podczas zdjęć.




Kilkanaście minut przed czwartą byłem z powrotem w domu. Wspólnie ustaliliśmy, że koło południa spotkamy się ponownie i zajmę się tym, co ostatnimi czasy wychodzi mi naprawdę dobrze: zdjęciami wnętrza. Zanim jednak to nastąpiło to miałem chwilę, by przyjrzeć się jeszcze raz sylwetce Q50 w typowo jesiennej scenerii.




Prezentowany egzemplarz jest chyba doposażony we wszystko, co oferuje producent. Do dyspozycji mieliśmy między innymi panoramiczną kamerę 360 stopni ułatwiającą parkowanie, audio BOSE, panele aluminiowe we wnętrzu, podgrzewane skórzane fotele z regulacją elektryczną i funkcją pamięci oraz okno dachowe otwierane elektrycznie. Poza tym, dość niecodziennym rozwiązaniem jest umieszczenie dwóch dotykowych ekranów LCD (8 i 7 cali). Czy sprawdza się ono w praktyce? Widywałem bardziej intuicyjne rozwiązania, ale to być może kwestia przyzwyczajenia. 










Porównanie kluczyków od Infiniti i Nissana. Znajdziecie jakieś różnice?

Czy Infiniti ma szansę powalczyć na rynku samochodów premium? Myślę, że tak. To tylko kwestia czasu, aż ta marka stanie tak rozpoznawalna jak Lexus. Co ciekawe obie firmy zostały założone w tym samym roku (1989). Q50 jest na pewno ciekawą propozycją dla osób, które szukają czegoś wyróżniającego się względem niemieckiej konkurencji.

Czy kupiłbym Q50? Cennik otwiera 2.2-litrowy diesel ze skrzynią manualną (153 000 zł). Za prezentowany egzemplarz przyjdzie nam zapłacić około 230 000 zł. To sporo. Spokojnie starczy na nowego Mustanga i jeszcze trochę zostanie. Ale gdybym miał do dyspozycji 250 000 zł i szukał wielozadaniowego samochodu segmentu D to Q50S Hybrid z 3.5-litrowym V6 z napędem na 4 koła byłoby z pewnością opcją, którą bym rozważył. W zasadzie to próbowałem znaleźć jej konkurencję, ale było ciężko. Mercedes, Audi czy BMW wychodziły po prostu znacznie drożej. Po cichu liczę, że może uda mi się bliżej zapoznać z hybrydową odmianą modelu Q50, gdyż wydaje się być naprawdę ciekawym samochodem w bardzo korzystnej cenie (zwłaszcza, jeśli przyczaimy się na wyprzedaże rocznika).

Wykaz użytego sprzętu fotograficznego
a) aparaty:
1. Canon 5D
2. Canon 5D Mark III
b) obiektywy:
1. Canon EF 17-40 mm f/4.0L USM
2. Canon EF 50 mm f/1.4 USM
3. Canon EF 85 mm f/1.8 USM
4. Canon EF 135 mm f/2.0L USM

Film powinien być dostępny na stronie Project Automotive jeszcze w tym tygodniu. Moim zdaniem lepszych jakościowo w naszym kraju nie znajdziecie. Może nie jestem w tej kwestii do końca obiektywny, ale możecie wyrobić sobie własne zdanie na ten temat!

Na sam koniec zostawiłem rzecz oczywistą: życzę wszystkim czytelnikom zdrowych i wesołych świąt w rodzinnym gronie oraz dużo pozytywnych chwil w nadchodzącym 2016 roku! 

piątek, 23 października 2015

Raining Again

Zadebiutowało na Międzynarodowym Salonie Samochodowym w Paryżu w październiku 1998 roku. Za design zewnętrzny odpowiadała firma Italdesign Giugiaro, a za projekt wnętrza Enrico Fumia. Od 1999 było dostępne z 4-biegowym automatem pod nazwą Gran Turismo Automatica i dzisiaj zagości na moim blogu. Powitajcie Maserati 3200 GTA. 







Samochód opuścił fabrykę w 2000 roku w ciekawym zestawieniu kolorystycznym: ciemny lakier z czerwoną skórzaną tapicerką. Pod maską kryje się 3,2 V8 Biturbo 32v generujący 369 KM/491 Nm. Pierwsza setka na liczniku pojawia się po 5,7 sekundy od startu, dla porównania ta sama wartość jest osiągana po 5,1 sekundy w przypadku samochodu z 6-stopniową skrzynią manualną. 

Warunki pogodowe były całkiem niezłe, dopóki nie zaczęło padać. Zaczęliśmy ok. 9 rano, stąd mocno zachmurzone niebo było atutem, zwłaszcza przy takim lakierze. Swoją drogą, na miejsce dotarliśmy całkiem niezłą ekipą: Maserati 3200 GTA, Alfa Romeo 147 GTA oraz Range Rover Sport HSE 3,6 V8 Diesel. Łącznie to prawie 900 koni mechanicznych!



3.2 litra GTA na dwa sposoby. Z lewej tylnonapędowe Maserati 3200 GTA (Gran Turismo Automatica) z V8 Biturbo, a z prawej Alfa Romeo 147 GTA (Gran Turismo Alleggerita) z wolnossącym V6, które napędza przednie koła. 

Dla mnie wnętrze tego Maserati to dzieło sztuki. Fotografowanie go można uznać za czystą przyjemność, a lista detali i smaczków, które domagają się uwagi jest bardzo długa. Świat zza kierownicy 3200 GTA jest dużo ciekawszy nawet jeśli za przednią szybą dominują odcienie szarości. 






Ponieważ do dyspozycji miałem Range Rovera nie sposób było z niego nie skorzystać. Gdy rozpadało się na dobre, oczywistym było, że robienie zdjęć statycznych nie ma najmniejszego sensu. Do głowy przyszło mi zdanie, którą niedawno gdzieś wyczytałem:

Trzeba przekuć fatalną pogodę na świetne, klimatyczne zdjęcia.

Po chwili namysłu dotarło do mnie, że wszystko sprzyja temu, by wziąć się za zdjęcia w ruchu. O ile dobrze pamiętam, to wcześniej tego typu zdjęć nie prezentowałem na blogu, więc będzie to jakieś urozmaicenie. Moim zdaniem efekt końcowy jest dość dobry, a pogoda idealnie pasowała do tego typu przedsięwzięcia.







W dobrym towarzystwie czas płynie bardzo szybko. W tym wypadku nawet trochę za szybko, ale z tym za wiele zrobić się nie da. Pozdrowienia i podziękowania kieruję do Grześka, Michała i Sebastiana. 

środa, 30 września 2015

Mizerne wakacje

W tym roku na cel wakacyjny wybrałem polskie góry, będąc po części zainspirowanym wpisem na blogu na który trafiłem kompletnie przypadkowo. Poszukiwanie idealnego miejsca trwało dość długo, ale po znalezieniu odpowiedniej oferty byłem w zasadzie pewny, że to jest to. Później pozostało już tylko czekać, bo wyjazd został zaplanowany na koniec września.

Pakując się w samochód z samego rana, udałem się w podróż na wieś w gminie Czorsztyn o uroczej nazwie Mizerna. Po drodze mijaliśmy wiele ciekawych miejscowości, jak Kuzki, Miny, Trzyciąż czy Januszowice. Kraków rzecz jasna też. 

Z początku plan zakładał odpoczynek w domku z dużą działką i fantastycznym widokiem na góry, ale jak zwykle siedzenie w miejscu w moim przypadku nie wchodziło w grę. Zwłaszcza, że w okolicy jest co oglądać. Zacznijmy od ruin gotyckiego zamku z XIV wieku w Czorsztynie.






Z Czorsztyna jest bardzo blisko do Niedzicy. Gdy już miniemy Sromowce Wyżne i naszym oczom ukaże się Jezioro Sromowieckie, w oddali dostrzeżemy zaporę wodną na zbiorniku Czorsztyńskim. Z niej rozpościera się widok na Zamek w Niedzicy, a jeśli dobrze się przyjrzymy to w tle będzie widać Zamek w Czorsztynie. Warto również wspomnieć o tym, że po jeziorze Czorsztyńskim odbywają się regularne rejsy widokowe statkiem. Dla mnie była to pozycja obowiązkowa, polecam wszystkim.












Z lewej - Zamek w Niedzicy, z prawej w tle - Zamek w Czorsztynie. Zdjęcie zrobione z zapory wodnej na zbiorniku Czorsztyńskim




Po dniu pełnym atrakcji przyszedł czas na relaks. Pogoda sprzyjała siedzeniu na tarasie i podziwianiu okolicy. Błogą ciszę czasem przerywały owce lub kozy pasące się w pobliżu. Bez wątpienia było to idealne miejsce do odpoczynku.


Następny dzień był zarezerwowany na zdobycie szczytu góry Wdżar, która znajdowała się w Kluszkowcach - wsi sąsiadującej z Mizerną. Co ciekawe, jest to jedno z niewielu miejsc w Polsce, gdzie występuje andezyt - skała pochodzenia wulkanicznego. Poza sezonem miejsce to było w zasadzie opustoszałe. Nie licząc zwierzątek. Ich akurat było całkiem sporo.











Ostatnim dalszym wypadem ze wsi była wizyta w Szczawnicy. Próba zdobycia Sokolicy zakończyła się sukcesem, choć nie było łatwo. Szczyt był pierwszym miejscem, w którym poważnie odczułem brak jakiegokolwiek szerokokątnego obiektywu oraz... lęk wysokości. Po zejściu na dół przyszła pora na odpoczynek i powrót do Mizernej. 











W planach była wycieczka po wiosce, ale pogoda nie wyraziła zgody. Deszczowe dni najlepiej spędzało się pod kocykiem z grzanym winem. Powrót był również deszczowy, lecz zdecydowanie mniej bezproblemowy jak przyjazd. Warunki atmosferyczne przyczyniły się do wypadków, a te... do korków. Po prawie 9 godzinach i przejechanych łącznie ponad 900 km w trakcie całego wyjazdu byłem bardzo szczęśliwy wjeżdżając do Łodzi.

Chciałem napisać o jeszcze jednej rzeczy, którą celowo zostawiłem na koniec. Górskie drogi, czyli temat bliski sercu każdego prawdziwego petrolheada. Jak mieliście okazję zobaczyć na zdjęciach, okolica była piękna, ale i ogromną przyjemnością była każda przejażdżka samochodem. Gdybym miał wybrać swój ulubiony fragment, to bez wątpienia byłby to odcinek Czorsztyn - Sromowce Wyżne. Nawet podróż zwyczajnym samochodem daje dużo frajdy, ale w mojej głowie od razu zrodziła się myśl jakby to było, gdybym zabrał tam mocniejszy samochód. Chociaż trochę...

Długo nie musiałem czekać na odpowiedź, bo w poniedziałek miałem okazję przejechać się Volkswagenem Polo GTI 2015. Co prawda nie po górskich serpentynach, ale przejechane ok. 150 km po drogach różnych kategorii w centrum Polski dało mi do myślenia.

Zacznę od najważniejszego: turbodoładowany, benzynowy silnik 1,8 generujący 192 KM i 320 Nm momentu obrotowego to aż nadto. 6,7 s do 100 km/h w tak niepozornym aucie robi dość duże wrażenie, a elastyczność tej jednostki napędowej jest imponująca. Mając 100 km/h na zegarze, szósty bieg i wciskając gaz do podłogi auto reaguje w zasadzie błyskawicznie. Trzeba tylko pamiętać o ograniczeniach prędkości, bo łatwo można dostać mandat.

Wersja 5-drzwiowa średnio przypadła mi do gustu, na szczęście jest dostępna 3-drzwiowa i w dodatku jest tańsza, choć z pewnością mniej praktyczna. 17-calowe felgi zdają się być idealnym kompromisem pomiędzy wyglądem, a wygodą.

Wnętrze jest moim zdaniem bliskie ideału. Fotele w kratę wyglądają świetnie i są całkiem wygodne, a konsola środkowa w nowych Volkswagenach jest naprawdę dobra. Wisienką na torcie jest genialna kierownica (choć jak dla mnie jest tu za dużo przycisków) i fakt, że pod prawą ręką miałem do dyspozycji manualną skrzynię biegów (choć jestem ciekawy, jak jeździłoby się z DSG).

76 tysięcy złotych to dużo jak za tak mały samochód, ale cena nie bierze się z kosmosu. Dodatkowo to dopiero początek, bo po wybraniu kilku dodatków cena szybko przekracza 90 tysięcy. Moim zdaniem najciekawszą opcją na pokładzie był panoramiczny szklany dach. Szkoda, że nie ma możliwości wybrania samochodu z napędem na 4 koła. 






Mam sentyment do Polo, w końcu to model, którym jeżdżę na co dzień. Dlatego moment oddania był smutnym wydarzeniem. Podchodząc jednak realistycznie do sprawy, to nic dziwnego, że po ulicach jeździ tak mało Polo GTI. Cena wyjściowa zwykłego Volkswagena to niecałe 43 tysiące złotych, także za trzy magiczne literki trzeba słono dopłacić. Tzn sam emblemat to pewnie kilkanaście złotych, ale wszyscy wiemy, że to nie o to chodzi.  



Opuszczając ulicę Połczyńską w Warszawie pożegnał nas Porsche Cayman GT4 w dość krzykliwym kolorze. Taki potwór na pewno dobrze by się spisał na górskich serpentynach.

PS. Podziękowania dla Maćka z Project Automotive. Za jakiś czas na ich stronie pojawi się pełny test Polo GTI. Widziałem kilka zdjęć i już wiem, że to będzie dobry materiał!