W kwietniu 2009 doczekałem się kolejnej sesji, wyposażony w nieco inne zabawki niż te kilka miesięcy wcześniej. Nikkor 18-55 f/3.5-5.6 VR zaczął mnie drażnić, więc w połowie marca został zastąpiony Tamronem 17-50 f/2.8. Obiektyw został rozdziewiczony na żółtym Lamborghini Gallardo, niby fajny partner, a jednak wyszły z tego pewne problemy... Po pierwsze, Tamron nie ma stabilizacji obrazu, a podczas robienia zdjęć Lambo światło było dość marne. Ale kto by się tym przejmował, mam przysłonę 2.8, jedziemy. Nie pomyślałem o tym, że czasy, które utrzymywałem Nikkorem z optyczną stabilizacją obrazu, dla Tamrona (a raczej dla mnie) okazały się za długie. Zatem te fajniejsze zdjęcia były albo nieostre albo poruszone. Przez długi okres czasu obwiniałem o to przysłonę, asekuracyjnie ustawiając ją na f/3.5, czasami f/4. Z czasem jednak odkryłem, że to była moja wina, nie obiektywu.
Wracając do sesji, miała miejsce około południa, więc przez swoją głupotę musiałem się męczyć z pięknie walącym z góry słoneczkiem. Ale dałem radę. Może i sesja nie poniosła za sobą wielkiego rozgłosu na forach Alfy Romeo, ale mam wrażenie, że mimo wszystko wyszła mi nieco lepiej od Brery. Z resztą, oceńcie sami:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz