Nowy rok rozpoczął się dość intensywnie. Poszukiwania nowego obiektywu można uznać już niemalże za zakończone, a do tego wraz z Hikarim wybraliśmy się do Garażu Klasyków. To, co zobaczyliśmy na miejscu przekroczyło nasze oczekiwania i muszę przyznać, że cieszę się, że nie wziąłem aparatu. Chociaż raz mogłem w spokoju i bez stresu obejrzeć samochody zebrane w tej hali. Liczę na to, że o tym będę jeszcze pisać na blogu, ale innym razem i to już z dowodami w postaci zdjęć. Przechodząc do bohatera dzisiejszego posta: korzystając z dobrej pogody postanowiliśmy z Marcinem wyprowadzić kota na spacer, a tak dokładniej to Jaguara XJR-S 6.0 V12 by JaguarSport z 1991 r. Cały rok starszy ode mnie.
Prawdopodobnie słyszycie tę nazwę po raz pierwszy, stąd spieszę z wyjaśnieniami: XJR-S był produkowany w latach 1989-93 przez spółkę JaguarSport, która należała do Jaguara i TWR. Najrzadsze były XJR-S Cabrio, których wyprodukowali 50 sztuk i wszystkie zostały eksportowane do USA. Egzemplarz przedstawiony na zdjęciach miał szczęście trafić do człowieka, który nie musi przejmować się kosztami renowacji, co zresztą widać.
Cała akcja była dość spontaniczna, stąd trudno tu mówić o jakichkolwiek przemyślanych ruchach. Generalnie to nikt chyba nie spodziewał się, że pogoda w styczniu będzie bardziej jesienna niż zimowa. Jag prezentuje się fenomenalnie i jeśli macie podobne zdanie, to dodam tylko, że na żywo wygląda zdecydowanie lepiej.
Innego zdania był pewien przechodzący w pobliżu pan:
Panie! Dla mnie to ten samochód to kawał kopcącej blachy!
Co z tego, że samochód nie był odpalony. Kopci, śmierdzi i w ogóle to skandal, że to jeździ. Choć w sumie to w tamtej chwili stał. Spójrzmy na to z drugiej strony, przez chwilę mogłem poczuć się jak bohater jednej z historii Zbigniewa Łomnika. A wracając do XJR-Sa: dla mnie największą nagrodą była możliwość zajęcia miejsca w środku. Zapach drewna i skóry w tym samochodzie przyprawia o odlot. Zdecydowanie nie chce się z niego wysiadać.
Panie! Dla mnie to ten samochód to kawał kopcącej blachy!
Co z tego, że samochód nie był odpalony. Kopci, śmierdzi i w ogóle to skandal, że to jeździ. Choć w sumie to w tamtej chwili stał. Spójrzmy na to z drugiej strony, przez chwilę mogłem poczuć się jak bohater jednej z historii Zbigniewa Łomnika. A wracając do XJR-Sa: dla mnie największą nagrodą była możliwość zajęcia miejsca w środku. Zapach drewna i skóry w tym samochodzie przyprawia o odlot. Zdecydowanie nie chce się z niego wysiadać.
Jeśli kierownica wydaje wam się znajoma, to najprawdopodobniej kojarzycie ją z Lancii Fulvii Zagato z Forza Italia 2014. Dodaje charakteru i bardzo przyjemnie leży w dłoni. Ale nie oszukujmy się, Jag prowadzeniem bardziej przypomina amerykańskie krążowniki niż wspomnianą Lancię.
Liczę na to, że w tym roku uda mi się umieścić więcej materiału na blogu niż w poprzednim i to jest jedno z moich noworocznych postanowień. Na chwilę obecną zaczęło się dobrze, a nawet lepiej niż przypuszczałem. Nie pozostaje nic innego jak pożegnać się z kotem i życzyć wam wszystkim samych sukcesów w Nowym Roku!
Liczę na to, że w tym roku uda mi się umieścić więcej materiału na blogu niż w poprzednim i to jest jedno z moich noworocznych postanowień. Na chwilę obecną zaczęło się dobrze, a nawet lepiej niż przypuszczałem. Nie pozostaje nic innego jak pożegnać się z kotem i życzyć wam wszystkim samych sukcesów w Nowym Roku!
Piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuń