piątek, 18 maja 2012

Diary of a Madman

Muzeum Mercedesa udaliśmy się prosto do hotelu. Top Messehotel Europe okazał się być doskonałym wyborem. Nie tylko ze względu na standard, ale i lokalizację. Do stacji metra mieliśmy z 50 m. Nie było jednak zbyt wiele czasu na nacieszenie się pokojem, gdyż wieczorem w grafiku widniał koncert Petera Gabriela w Hanns-Martin-Schleyer-Halle. 


Jak przystało na Niemców, metro (a raczej U-Bahn) nie spóźnia się nawet o minutę. Po prostu nie ma opcji, żeby przyjechało nawet chwilę później. To jest kolejny powód, dla którego tak uwielbiam naszych zachodnich sąsiadów. Jeśli coś jest na papierze, to jest tak też w rzeczywistości. Pojawił się jednak pewien problem podczas podróży: nie wiem, czy VfB Stuttgart grało tego dnia jakiś mecz, ale na jednej ze stacji wsiedli Niemcy w koszulkach i szalikach tego klubu. W Polsce zobaczylibyśmy bandę łysych i tępych jak jednorazowa maszynka do golenia po kilku użyciach dresów, tymczasem tutaj wsiada garstka ludzi w wieku 30-40 lat. Wyglądają na względnie kulturalnych. Ale kurwa... jak oni się darli. W każdym razie rozmową nie można było tego nazwać. Dramat. Chociaż chyba wolę to, niż jakiś półmózgów śpiewających bardzo ambitne pieśni pokroju "klub A to stara kurwa, lalalala" albo "jebać klub B". No doprawdy wysoki poziom...

Wracając do głównego wątku. Hanns-Martin-Schleyer-Halle okazała się całkiem spora, coś pokroju łódzkiej Atlas Areny. Gdy zająłem swoje miejsce i rozejrzałem się wokół siebie, nie było jeszcze zbyt wielu osób. Pewnie dlatego, że wszedłem na teren obiektu zanim teoretycznie powinni byli go otworzyć... Gdy już odczekaliśmy swoje, na scenie pojawił się Peter Gabriel. W tym samym momencie pojawiła się też jakaś walnięta baba twierdząca, że ma bilet na miejsce, które zająłem. Pokazuje jej bilet, ona wyjmuje swój... i mówię tej pani starając się nie wyperswadować jej zbyt dosadnie, że ma miejsca w Innerraum A, a zawraca dupie osobie, która siedzi w Innerraum B.

Tak na dobrą sprawę wiele nie straciłem. Peter wyszedł, powiedział, że teraz wystąpi Rosie Doonan, a później rozpocznie się główny występ. Zatem trafiłem na jakiś support, z tym że, wykonywany przez członka zespołu Gabriela. Co nie zmienia faktu, że chciało mi się spać. Całe szczęście, że były to tylko dwie piosenki.



Na gwiazdę wieczoru nie przyszło mi długo czekać. Teraz mogłem się rozkoszować głosem Gabriela i towarzyszącej mu New Blood Orchestra. Pierwsze wrażenia były bardzo pozytywne. Głos Anglika zdawał się być niewiarygodnie mocny i czysty, mimo lekkiego przeziębienia (?) artysty. To bez wątpienia duży plus. Nie przeszkadzało mi to, że co chwila latał z kubkiem do swojego termosu z herbatą i ją popijał. W sumie to było to trochę śmieszne. Ale na pewno należą się brawa za taką postawę. Niektóre gwiazdki pewnie odwołały by koncert, ba, może nawet i całą trasę. Sama orkiestra też dawała z siebie wszystko i wychodziło im to bardzo dobrze. Co do dwóch wokalistek towarzyszących Peterowi... cóż, nie przekonały mnie do siebie. Melanie Gabriel nie powaliła mnie na kolana swoim głosem, a  Rosie Doonan praktycznie w ogóle nie było słychać. Ale chwila. Spójrzcie na nazwisko Melanie. Wygląda znajomo. Hmm... Ach! To córka Petera. To wiele wyjaśnia. Nie ma to jak rodzinny biznes. Ja tego nie kupuję! Gdzie jest Kate Bush albo Ane Brun? 








Niespodzianek ciąg dalszy. Po kilku piosenkach kilkanaście osób postanowiło radośnie wpaść pod scenę. Spoko, nie widzę problemu... Gdyby nie fakt, że dokładnie przede mną stanęła jakaś powalona dziewczyna, a zaraz obok niej (chyba) jej rodzice. O ile ojciec jeszcze wyglądał względnie normalnie o tyle matka i córka już nie. Jak zwykle nie pomyliłem się w moich przeczuciach. Miałem okazję zobaczyć festiwal antytalentu i żenady. Rozumiem, że ktoś może przeżywać spotkanie z Gabrielem, ale to było... po prostu tragiczne. Najgorsze jednak czekało na mnie podczas bisów. Matka pokazująca 'ave satan' w kierunku pierwszego wokalisty Genesis, a córka wtórująca Roosie podczas refrenu Don't Give Up. Podobno każdy ma jakiś talent. Ona bez wątpienia nie miała go w śpiewaniu, tańczeniu, czy bawieniu się. Wiem! Ona ma talent w wkurwianiu ludzi. Nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz ktoś mnie tak wkurzył na koncercie. Warto jednak wspomnieć, że Pani Doonan w końcu pokazała na co ją stać i była notorycznie zagłuszana przez jakąś walniętą Niemkę... Swoją drogą, nie widziałem jeszcze nikogo, kto tak dobrze potrafiłby udawać wyjącego wilka. A nie, chwila... To chyba miał być krzyk radości. No prawie jej to wychodziło...

I koncert się skończył. Forma muzyków była w porządku, a co do współpracy w publicznością... Trudno powiedzieć, by jakaś była. O ile orkiestra próbowała, o tyle Peter miał to w głębokim poważaniu. Coś tam poklaskał i na tym się skończyło. Najwidoczniej ten typ tak ma. Poszedłem na jego koncert, bo byłem ciekawy tego, jak żywo legenda, którą podniecają się rzesze fanów, wypadnie na żywo. Niektórzy dostali pewnie orgazmu i będą przeżywać spotkanie z Gabrielem do końca życia, tymczasem na mnie nie zrobił on zbyt dużego wrażenia. Na pewno nie przekonał mnie to głębszego zapoznania się z jego twórczością, ani do pojawienia się na kolejnych koncertach. W każdym razie nie tych z orkiestrą. 

Kolejnym bardzo miłym akcentem było zdobycie setlisty. Ochrona rzecz jasna drętwa i niechętna do pomocy. W końcu udało mi się nawiązać kontakt z kimś z obsługi i... widzę, jak bierze setlistę i niesie ją w moim kierunku. Jest już na wyciągnięcie ręki i nagle widzę, jak powoli oddala się w prawo. Patrzę, a za mną stoi kolejna fanka i to właśnie ona dostaje setlistę do ręki. Szok. No jak to, przecież ja zagadałem tego faceta. A ta idiotka do mnie, że była pierwsza. Ale mogę sobie zrobić zdjęcie jak chcę. Doszedłem do wniosku, że nie chcę używać całego arsenału niemieckich wulgaryzmów jakie znam, by jej odpowiedzieć, więc obojętnie przeszedłem obok niej i tłumu, który zgromadził się przy zdobyczy i wyszedłem. Miałem serdecznie dość. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w hotelu i zapomnieć. Czasami nachodzi mnie myśl, że mogłem wykorzystać swoje atuty i wyrwać tę setlistę z ręki tego osła, który poleciał na maślane oczy jakiejś Niemki i cieszyć się z trofeum. Ale nie, bez przesady. Trzeba zachować resztki godności. A setlista wyglądała tak:

1. Heroes
2. My Body Is a Cage
3. Secret World
4. Intruder
5. Washing of the Water
6. San Jacinto
7. Signal to Noise
8. Downside Up
9. Digging in the Dirt
10. Listening Wind
11. The Rhythm of the Heat
12. Darkness
13. Red Rain
14. Solsbury Hill
15. Biko

bis:
16. In Your Eyes
17. Don't Give Up
18. The Nest That Sailed the Sky

Na dzisiaj to wszystko. Jeśli nie będzie żadnych opóźnień, to jutro powinien być post numer trzy z Meilenwerku. Wszystkich fanów motoryzacji (ale i nie tylko) serdecznie zapraszam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz