wtorek, 1 maja 2012

We Are The Others

Prawie rok temu Delain miało okazję pojawić się w warszawskiej Stodole przed garstką fanów. Mimo niemalże tragicznej frekwencji atmosfera była fenomenalna, a sama Charlotte Wessels zastanawiała się, czemu wcześniej nie przyjechali do Polski. Osobiście zostałem totalnie oczarowany nie tylko urokiem osobistym wokalistki, ale też muzyką, jaką przyszło mi usłyszeć (relację z koncertu Delain z 2011 znajdziecie tutaj). Było to bez wątpienia jedno z największych koncertowych zaskoczeń ubiegłego roku. Po mile spędzonym wieczorze chciałby się powtórki i... tak się złożyło, że Holendrzy wraz z nową płytą zapowiedzieli swój powrót do naszego pięknego kraju. Świetnie!

Jednakże nie obyło się bez problemów. Album "We Are The Others" pierwotnie miał pojawić się w sprzedaży zimą 2011, ale premierę przełożono na wiosnę roku 2012. Jednak radość fanów nie trwała długo, bo wytwórnia Roadrunner Records została przejęta przez Warner Music, które stwierdziło, że nie zamierza wydawać tej pozycji. Fanom z całego świata nie przypadło to do gustu, co więcej, nie zamierzali bezczynnie czekać na rozwój sytuacji. Szybko zorganizowano happening na facebooku i po niedługo później pojawiły się już same dobre wieści: singiel z nowej płyty w kwietniu, sam album na początku czerwca. Koniec, końców Holendrzy zmieścili się w kalendarzowej wiośnie.

Drugi koncert Delain w Polsce odbył się 28.04.2012 w warszawskim klubie Progresja. Zarówno ja, jak i artyści uważają, że promowanie albumu przed jego premierą jest co najmniej bez sensu, chociażby dlatego, że ludzie nie mogą go normalnie kupić, ale pewnych rzeczy najzwyczajniej nie da się przeskoczyć. Tym razem na miejscu stawiło się zdecydowanie więcej ludzi, co nie powinno nikogo dziwić. Termin był zdecydowanie bardziej przyjazny zarówno dla maturzystów, jak i dla innych ludzi, zarówno starych, jak i młodych. Nie dość, że weekend, to jeszcze baaardzo długa majówka.

Przed otwarciem bram miałem okazję poznać (w końcu) osobiście bardzo urocze i bardzo sympatyczne dziewczyny z Delain Poland. Zbierały podpisy pod flagą Polski, którą zamierzały wręczyć zespołowi przed koncertem. Jako, że wcześniej dużo rozmawiałem na temat koncertu z jedną z nich, zasugerowałem, że mogę im towarzyszyć i zrobić zdjęcia. Zarówno one, jak i manager Metalmind nie miał nic przeciwko. Co więcej, miały one słodkie i wysokoprocentowe upominki zarówno dla Delainowców, jak i dla zespołów supportujących (wszystkie zdjęcia ze spotkania).






Po miło spędzonym czasie, trzeba było czekać na występy poszczególnych wykonawców... Można było również zajrzeć do sklepiku. A tam promo nowej płyty, winylowe single 7" z poprzednich albumów, koszulki, plakaty itd. Brakowało poprzednich płyt Delain - April Rain i Lucidity. Wielka szkoda. Fajną rzeczą, były darmowe kartki ze zdjęciem zespołu po jednej stronie i reklamą październikowej trasy po drugiej.  


Zespoły wychodziły na scenę bardzo punktualnie. Maksymalnie kilka minut później, niż było w rozpisce. Na początek Halcyon Way prosto z USA w składzie: 

Steve Braun - wokal
Jon Bodan - gitara prowadząca
Ernie Topran - perkusja
Trey Hollingsworth - gitara basowa







Jak na support Delain przystało, bardzo porządny zespół, grający bardzo przyjemny metal. Co prawda osoby odpowiedzialne za nagłośnienie trochę przesadziły, ale trudno nie uznać ich występu za udanego. Częściowo straciłem słuch, ale tylko na jakieś 30 minut. Przed Trillium, kolejnym zespołem poprzedzającym Delain, odzyskałem ten bardzo cenny zmysł.


Zespół założony przez Amandę Sommerville (Avantasia, Epica) również nie zawiódł publiczności. Mam jednak wrażenie, że Halcyon Way bardziej przypadło mi do gustu. Nie mniej jednak podczas występu obu grup nie nudziłem się. Co więcej, uważam ten czas za spędzony bardzo przyjemnie.










Chwilę po 21:30 na scenie pojawili się: Martijn Westerholt, Sander Zoer, Otto Schimmelpennick, Bas Maas (zastępujący podczas tej trasy Timo Somersa) i Charlotte Wessels. Zespół zaprezentował mieszankę starych, dobrych i lubianych utworów oraz osiem z dwunastu piosenek z nowego albumu. Setlista wyglądała następująco:

1. Mother Machine 
2. Stay Forever 
3. We Are The Others
4. Go Away 
5. Sever 
6. Virtue and Vice 
7. Generation Me 
8. Invidia 
9. April Rain 
10. See Me in Shadow
11. Are You Done With Me 
12. Get The Devil Out Of Me 
13. Shattered 
14. Babylon 
15. Sleepwalkers Dream 
16. Electricity 
17. Not Enough 

Bis: 
18. Control The Storm 
19. The Gathering





W ramach akcji koncertowej, po pierwszej piosence wszyscy mieli wziąć w górę przygotowane wcześniej kartki z napisanem "Welcome Back". Cały zamysł polegał na tym, że chcieliśmy pokazać Holendrom, że mogą czuć się w Polsce jak u siebie. Chyba nam się udało, bo zespół po koncercie wspominał o tym, że czują się u nas jak "w drugim domu".


















Te kilka godzin w metalowym klimacie zleciało bardzo szybko. Nim się obejrzałem, trzeba było zbierać się z powrotem do domu. Bez wątpienia będę bardzo miło wspominał ten wiosenny wieczór (choć tak naprawdę było tak gorąco, że nadal mam wrażenie, iż jest już lato). Co do samego Delain... Mam wrażenie, że zespół zespół zaprezentował bardzo wysoki poziom. Co prawda w niektórych piosenkach wokal Charlotte brzmiał nieco gorzej niż zwykle, ale poza tym trudno się do czegokolwiek przyczepić. Bas, który zastępował Timo spisał się bardzo dobrze, Delain brzmiało dokładnie tak jak rok temu: mocno i czysto. Nadal jednak nie jestem przekonany do nowej płyty. Mam dziwne przeczucie, że Holendrzy idą bardziej w stronę popu, niż trzymają ciemną stronę mocy, którą tak bardzo lubię i za którą tak bardzo ten zespół szanuję.


Pozostaje mi poczekać do czerwca by się w pełni ustosunkować. Nie mam nic przeciwko eksperymentom muzycznym, czy poszukiwaniu swojego stylu. Każdy zespół tak ma i na pewno jedna płyta tego nie przesądzi. W każdym razie Delain nadal pozostanie jednym z moich ulubionych zespołów, choćby dlatego, że to bardzo mili i otwarci ludzie!

2 komentarze:

  1. dla mnie jednak pod wieloma względami lepszy był pierwszy koncert Delain... tego w Progresji mimo, że dużo się działo na pewno nie będę tak długo pamiętać :P

    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt że jedynka wyszła lepiej, Progresja znowu spierdoliła nagłośnienie (a już Halcyon Way totalnie, uciekałem spod sceny, ja tam swój słuch szanuję, nawet na Heidenfescie nie było tak głośno).

    OdpowiedzUsuń