Krótko po GTP udaliśmy się z Łukaszem do Berlina. Naszą wyprawę poprzedziły przygotowania z zakresu wytyczenia wszystkich miejsc, które chcieliśmy odwiedzić i opracowanie mapki. Z początku mieliśmy ominąć całą ulicę Kurfürstendamm, ale Łukasz zasugerował odwiedzenie salonu Bentleya, który znajdował się na jej końcu. Z początku byłem nieco sceptycznie nastawiony, ale stojąca tam Alfa 8C Spider skutecznie mnie przekonała...
Jak widać na powyższym obrazku, już same przygotowania były dość zabawne... :D Wspólnie stwierdziliśmy, że musimy zrobić zdjęcie tabliczki z nazwą tej (jakże pięknej) ulicy. Ale zanim do tego doszło, natknęliśmy się na pierwszy ciekawy pojazd:
Jest i tabliczkaa!
Spacer przez Kurfürstendamm Straße, gdzie spotkaliśmy całkiem sporą liczbę fajnych samochodów (w tym nowe Maserati GranCabrio) był bardzo przyjemny. A gdy weszliśmy do salonu Bentleya byłem... w szoku...
Co tu dużo mówić, zobaczenie takich samochodów w jednym miejscu robi niezły mętlik w głowie... Oczywiście Alfę zostawiłem sobie na koniec, pytając wcześniej pracownika salonu, czy możemy robić zdjęcia. Nie miał nic przeciwko, co więcej, przed wyjściem podarował nam katalog Bentleya. Mały, głupi, ale miły gest. Był najprawdopodobniej jedyną osobą, która wierzyła w to, że kiedyś będzie nas stać na zakup któregoś z tych samochodów. Ale na pewno tam wrócę, nie wiem czy z zamiarem kupna, ale wrócę... choćby po to, by popatrzeć sobie na te fenomenalne samochody... F430 Spider w moim ulubionym kolorze, 575M (jedno z moich ulubionych Ferrari), McLaren Mercedes SLR Roadster (chorowałem na to auto kilka lat temu), Alfa 8C Spider, kilka Bentleyów - w tym dwa Supersportsy (szary mat wygląda obłędnie na tym aucie), Aston Martin V12 Vantage i coś tam jeszcze... Wychodząc z salonu zasugerowałem przemieszczenie się metrem, jednak nie za bardzo ogarnialiśmy ten środek komunikacji miejskiej i nie chcieliśmy się znaleźć nie wiadomo gdzie, stąd wróciliśmy na Kurfürstendamm Straße i zrozumiałem, że podróż metrem byłaby wybitnie kretyńskim pomysłem...
Ferarri 360 Spider w tym kolorze jeździ po Łodzi... Oczywiście dopiero w Berlinie mogłem je na spokojnie zobaczyć (co do łódzkiego egzemplarza, wiedziałem, że istnieje i widziałem go tylko na zdjęciach). Ten kolor jest po prostu boski. Co ja będę tu dużo mówić, ta ulica idealnie nadaje się do zdjęć takich samochodów... Doszliśmy do wniosku, że jeśli po powrocie z Meilenwerku będziemy mieli jeszcze trochę czasu, to zajrzymy tu jeszcze raz. Zanim jednak tam doszliśmy, po drodze było kilka innych ważnych punktów, w tym Mercedes Welt.
Obie sekcje (klasyków i AMG) robią wrażenie. Jednak w (zamkniętym...) salonie Maybacha czekała na nas największa niespodzianka. Stały tam (całe) 3 samochody... McLaren Mercedes SLR 722S, SLR Stirling Moss i... Maybach (57, czy 62 to już nie wiem, nie znam się na nich...). Idąc w kierunku salonu Dodge'a, Audi i Porsche dojrzałem na jednym z parkingów zaje... Alfę 75. Musiałem się tam zatrzymać.
Tu już Meilenwerk...
W serwisie Ferrari czekała na nas kolejna niespodzianka. Maserati MC12...
A o tym Porsche długo marudziłem tacie. Kosztowało ok. 10,000 euro i gdyby nie to, że pojechaliśmy do Berlina dwa razy w ciągu jednego tygodnia, wtedy, kiedy on pracował, to pojechałby z nami i je obejrzał. Jest świetne, zwłaszcza wnętrze z kubełkowymi fotelami.
Po wyjściu byliśmy świadomi tego, że mamy jeszcze mnóstwo czasu (więc powrót na Kudam był możliwy). Berlin pożegnał nas R8 V10 w ślicznym, niebieskim kolorze. Do przewidzenia było, że jeszcze tu wrócimy.
Kilka dni później, 30. lipca (będąc dokładnym) odwiedziliśmy stolicę Niemiec po raz kolejny... Z początku było stosunkowo nudno, aż do czasu.
-Ej, popatrz tam. Co to jest?
-Hm.. Chyba Z8
-No właśnie, też mi się tak wydaje, idziemy?
-Jasne...
Nie myliliśmy się, była to Alpina Z8, którą bardzo chciałem zobaczyć... Pozdrawiam wyjątkowo miłego właściciela (nie pytaliśmy się o zdjęcia wnętrza/silnika, bo nie chcieliśmy mu zawracać dupy, wyglądał na kogoś, kto się spieszył). Po prostu powędrowaliśmy dalej...
MC12 nadal stało w serwisie...
Zaraz przed wyjściem, jeden z pracowników zaparkował na zewnątrz bardzo ładnym Astonem...
Powrót na Kudam jak zwykle okazał się dobrym pomysłem:
Pan w białym Mercedesie był świetny. Jadąc sobie spokojnie jedną z najbogatszych ulic w Berlinie z ręką podniesioną do góry śpiewał jakieś niemieckie pieśni... :D mam nadzieję, że nie propagował nimi Nazistów i nie trafił za to do pudła.
I tak zakończyła się przygoda z Berlinem w roku 2010... Relacja z większą liczbą zdjęć znajduje się
tutaj. Natomiast naszych zachodnich sąsiadów odwiedziłem jeszcze raz...
Pod koniec sierpnia udałem się do Drezna na kolejny koncert Raya Wilsona. Długo zastanawiałem się, czy ma to jakikolwiek sens, ale planów nie zmieniłem. I dobrze, ten występ był najlepszym, na jakim miałem okazję się pojawić, a kilka ich było...
Co było w nim takiego niezwykłego? Miejsce (plac teatralny), czas (odpowiednik polskiego święta miasta) i atmosfera (mnóstwo ludzi... nie tylko pod sceną, którzy nota bene skutecznie unieruchomili ruch na moście, rozmawiając sobie zamiast ruszyć dupą, bo niektórzy chcieli wrócić do domu oddalonego o kilkaset kilometrów i stanie w jakimś korku w środku miasta, będąc ściśniętym z innymi ludźmi ich nie podniecało tylko naprawdę porządnie wkurwiało).
Zapomniałbym, ten koncert miał być nagrany i wydany na DVD. Było to bez wątpienia jednym z głównych czynników, dlaczego postanowiłem się tam pojawić. Kamery były, koncert był świetny, choć trochę krótki. Zarejestrowali go, ale... no właśnie... władze miasta nie wyraziły zgody na jego opublikowanie i dupa. Zapewne, gdyby wyrazili zgodę, kamer byłoby więcej itd... Z drugiej strony to dobrze, że go nie wydali. Jeden z kamerzystów upatrzył sobie mnie za cel... Najwidoczniej moja wersja Calling All Stations bardziej mu się podobała.
dla maniaków... setlista:
Turn It On Again
That's All
Carpet Crawlers
Congo
Another Day in Paradise
Constantly Reminded
Another Cup of Coffee
Jesus He Knows Me
Calling All Stations
Ripples
No Son of Mine
Follow You, Follow Me
Land of Confusion
I Can't Dance
bis:
Solsburry Hill
Z góry chciałem przeprosić za trochę inny układ tekstu niż zazwyczaj. To wszystko wynika z różnej pory dnia i nocy, kiedy piszę, mojego nastroju i tak dalej. Z reguły piszę jednego posta na raz, przez co każdy może wyglądać i czytać się zupełnie inaczej. W każdym razie jeszcze raz przepraszam za wszelkie utrudnienia. Za długi czas oczekiwania na nowe wpisy też. Staram się jak mogę, ale jak nie mam ochoty, to nie będę pisał niczego na siłę. Wtedy dopiero treść byłaby tragiczna. Tymczasem dziękuje wszystkim, którzy jeszcze mnie nie znienawidzili za to, co się tutaj pojawia. Za wszelkie pozytywne reakcje też dziękuję.