środa, 28 lutego 2018

Super Funky Badass

Ford Mustang kojarzy się przede wszystkim z wielkim wolnossącym V8. Jednak gdy zaczniemy wertować ogłoszenia z samochodami to zauważymy olbrzymią ilość pojazdów z widlastą szóstką pod maską. Dla przeciętnego Polaka, znawcy każdego tematu, takie auto zostanie uznane za wersję dla biedoty. Ile jest w tym prawdy? Postanowiłem to sprawdzić.

Dzisiejszym gościem mojego bloga jest Ford Mustang z 2015 roku, który przyjechał do naszego pięknego kraju prosto z USA. W celach informacyjnych dodam, że w Europie nie można było kupić tego kultowego wozu z silnikiem V6, a od tego roku (2018) nie znajdziecie takiego silnika również w poliftowych egzemplarzach przeznaczonych na rynek amerykański. Pozostaje wam tylko rzędowa czwórka o pojemności 2.3 litra albo V8, która nie potrzebuje głośników by dobrze brzmieć. 




Z zewnątrz V8 (o którym pisałem tutaj) od V6 różni się detalami. Najprościej spojrzeć na tylną klapę - zamiast wielkiego napisu GT znajdziecie galopującego konika. Opony i felgi sugerują, że kierowca nie straci wszystkich plomb w zębach i nie wysiądzie z niego z bólem pleców. W rzeczywistości jest nawet lepiej. Każdy, kogo przewiozłem nie spodziewał się, że będzie aż tak wygodnie.










Dopiero wewnątrz zauważycie, że to tańszy model. Najbardziej rzuca się w oczy stosunkowo mały ekran (mówią o tym nawet osoby, które są pasjonatami motoryzacji), plastikowe nakładki na progi, czy fotele z materiałową tapicerką. Ale tak zupełnie poważnie, czy to ma znaczenie? Moim zdaniem, jeśli potrzebujecie budżetowego samochodu to i tak nie znajdziecie lepszej opcji. Fotele są bardzo wygodne, a sprzęt audio brzmi nadspodziewanie dobrze jak na budżetówkę.




Jeśli oczekujesz anonimowości... sorry, tutaj nie ma takiej szansy. Nie widzisz wzroku gapiących się na ciebie ludzi tylko wtedy, gdy jesteś zajęty manewrowaniem, bo Mustang do małych nie należy i wszystkie miejsca parkingowe są za małe, a niektóre jednokierunkowe uliczki z zaparkowanymi prostopadle samochodami są zdecydowanie za wąskie i trzeba poruszać się praktycznie z zerowymi prędkościami. Poza tymi drobnymi mankamentami jazda nim to czysta przyjemność.



Z tego co czytałem, to Mustangi V6 często pojawiają się w amerykańskich wypożyczalniach. Ten konkretny egzemplarz podobny los czeka w naszym kraju. Dlatego też wziąłem go na weekendową przejażdżkę. Ledwo co wrócił z Bieszczad, a już kierował się z centrum w kierunku zachodu. Przez ten czas zdążyliśmy się nieco lepiej poznać. Sprawdziłem Forda chyba w każdych warunkach i jedno jest pewne - uwielbiam ten samochód. W mieście można z nim żyć, dopóki nie musisz szukać miejsca parkingowego w zatłoczonym centrum. W trasie jest genialny, zapas mocy jest wystarczający w każdych warunkach. Dodatkowo przez jego wygląd w zasadzie każdy zjeżdża z lewego pasa na autostradzie i zastanawia się dwa razy, zanim się przed ciebie wciśnie. To zdecydowanie ułatwia dalekie podróże. Przy prędkościach autostradowych w środku jest względnie cicho, choć nie jest to Lexus LS600h. Nie ta półka cenowa. Wszyscy opuszczający prawy fotel byli szczęśliwi i jakoś nie narzekali na to, że drzwi są długie i ciężko się wysiada (w porównaniu do jakże wygodnych i supermodnych SUV-ów). Pewne niedogodności można mu po prostu wybaczyć.




Wspólny czas szybko upłynął, przejechane ponad 800 km było dla Forda żadnym wysiłkiem. Dla zainteresowanych: średnie spalanie na tej trasie wyszło 13.5 litra na 100 km. W mieście liczyłbym się z 15 litrami, zaś w trasie pewnie da się zejść do 9-10 litrów. Pytanie, czy lepiej zaoszczędzić paliwo, czy dać sobie trochę radości z życia?

Na sam koniec zostawiam odpowiedź na pytanie postawione na początku posta. Pozycję Mustanga V6 najlepiej oddaje porównanie dwóch modeli Porsche. Utarło się, że Caymana kupują tylko ci, których nie było stać na 911. Uważam to za krzywdzące, ale patrząc po ludziach na ulicy to nie ma znaczenia, czym jeździsz. Zarówno w przypadku Mustanga (V6/V8), jak i Porsche. Nawiązując jeszcze do marki ze Stuttgartu to wracając do domu przydarzyła mi się ciekawa historia. Zatrzymuję się na stacji, płacę za paliwo i wychodzę. Moim oczom ukazuje się taki widok: z lewej nowe czerwone Porsche (Macan albo Cayenne) i obok Mustang. Podchodzę bliżej. Widzę wyraźnie jak kierowca Porsche spogląda w moją stronę. Otwierając drzwi pokazuję mu kciuk w górę. Odwzajemnia to uśmiechem. Niby nic, ale takie gesty są częste i cieszą. Pokazuje to również, że wśród prawdziwych miłośników motoryzacji nie ma podziałów i oby tak pozostało jak najdłużej.

Ogromne podziękowania należą się wypożyczalni samochodów sportowych Dream Ride S.C. Będę musiał wyrobić u was kartę stałego klienta.