sobota, 16 grudnia 2017

Jazz w wolnych chwilach

Od dłuższego czasu ubolewałem nad tym, że dawno nie byłem na żadnym koncercie jednego z moich ulubionych polskich artystów - Grzegorza Turnaua. W jeden z sierpniowych weekendów postanowiłem to zmienić za sprawą wycieczki do stolicy naszego pięknego kraju. Z początku byłem sceptycznie nastawiony, ponieważ prognoza pogody nie zachęcała do ruszania się z domu, ale ostatecznie decyzja zapadła - jedziemy.

Ze względu na poważne plany koncertowe w ostatnim kwartale 2017 roku chciałem też przetestować swoją nową zabawkę - aparat kompaktowy, który mógłbym zabierać ze sobą na wszelkiej maści wydarzenia muzyczne, co by poza biletami mieć jakąś pamiątkę. Przy okazji niektóre z nich będą mogły trafić tutaj.

Koncert miał się odbyć w ramach festiwalu Jazz na Starówce, a ponieważ nie jestem z Warszawy to pierwszą rzeczą po przybyciu na miejsce było ustalenie, gdzie dokładnie znajduje się scena. Co ciekawe, trafiliśmy na nią przez przypadek, bo mijaliśmy inną scenę, która się budowała i myśleliśmy, że to to. Idąc dalej okazało się, że byliśmy jednak w błędzie i ta właściwa scena już stała i czekała na gwiazdę wieczoru. 


Punkt pierwszy programu wykonany, a czasu do koncertu pozostało dużo. Trzeba było się czymś zająć. Na szczęście spacer po starówce okazał się całkiem przyjemny. Muszę nawet oddać, że ten fragment Warszawy naprawdę mi się podoba, pomimo tego, że generalnie stolica nie jest specjalnie wysoko w moim prywatnym rankingu polskich miast, w których chciałbym przebywać, nie mówiąc już o mieszkaniu.









Czas oczekiwania w pewnym momencie się zakończył. Pozostało rozkoszować się występem. Muszę przyznać, że repertuar został wzorowo dobrany do festiwalu, na którym został wykonany. To rzadko się zdarza, ponieważ często muzycy przyjeżdżają, grają to samo co zawsze, biorą hajs i jazda dalej. A czy ten festiwal dotyczy Solidarności, święta ziemniaka czy tam jazzu to w sumie mało istotne. Dlatego słowa uznania dla Pana Grzegorza, w szczególności za zagranie utworów, których publiczność dawno nie miała okazji usłyszeć na żywo. W skład zespołu wchodził wspomniany wcześniej Grzegorz Turnau, Robert Kubiszyn, Cezary Konrad oraz Leszek Szczerba. Okej, tyle znajdziecie na stronie festiwalu. Wspominam o tym, ponieważ na scenie pojawił się gość specjalny - Dorota Miśkiewicz. Co prawda na krótko, ale ten fakt należy odnotować.






Podsumowując, wyjazd zakończony sukcesem. Koncerty krakowskiego artysty nie schodzą poniżej pewnego, solidnego zresztą, poziomu. Dlatego też nieco smuci mnie fakt, że było to dopiero nasze trzecie spotkanie (o pierwszym z nich pisałem tutaj). Muszę też wspomnieć, że samo miejsce, gdzie odbywają się koncerty jest niesamowite. Wokół piękne kamienice, gdzieniegdzie ktoś wygląda nieśmiało ze swojego mieszkania. Nawet trafili się i tacy, co wystawali przez okno z tabletem, by zrobić zdjęcie.

Aparat przetestowany, pierwsze wnioski wyciągnięte. Następny koncertowy wyjazd będzie miał nieco wspólnego z opisywanym dzisiaj wydarzeniem. Dokładniej mówiąc, wspólnym mianownikiem będzie miasto. Pojadę do miejsca, gdzie urodził się i wychował właśnie Grzegorz Turnau. Można powiedzieć, że jest to pierwszy z trzech postów, które będą ze sobą w luźny sposób połączone. Każdy kolejny wpis będzie nieco dalszą wycieczką, a sam finał będzie najprawdopodobniej jednym z najważniejszych wydarzeń w moim życiu. Brzmi ciekawie? Następne posty będą pojawiać się na blogu w odstępie 7 dni pomiędzy sobą. Ktoś bardziej spostrzegawczy zauważy, że cykl ten obecnie zakończy się na poście numer 100. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz