niedziela, 22 maja 2016

Lost but won

Wczoraj miałem przyjemność być na najprawdopodobniej najlepszej imprezie motoryzacyjnej w swoim życiu. W zasadzie to od momentu jej ogłoszenia wiedziałem, że muszę tam być. Mowa o aukcji samochodów klasycznych domu aukcyjnego Ardor Auctions w Rozalinie. Pierwsze tego typu przedsięwzięcie miało miejsce w Warszawie na Stadionie PGE Narodowym (moją relację znajdziecie tutaj). Z położonym niedaleko Warszawy Rozalinem też miałem już styczność, podczas zlotu Forza Italia w 2014 roku i wiedziałem, że na tego typu imprezę to miejsce jest po prostu idealne. 

Obszar gdzie stały samochody był ponownie podzielony na dwie części, stąd nauczony doświadczeniem po zeszłorocznej aukcji zacząłem od tej teoretycznie 'słabszej' choć w tym wypadku to trudno jednoznacznie stwierdzić. Poza samochodami klasycznymi można było obejrzeć nowe Jaguary: F-Type oraz SUVa F-Pace.












Przejdźmy do drugiej części, gdzie stały samochody wystawione na aukcję. W porównaniu do zeszłorocznej edycji zmniejszyła się ich liczba (z 53 do 19). Jeśli dla kogoś to było za mało to zawsze można było zajrzeć na parking dla gości. Tam również było sporo ciekawych samochodów, jak chociażby Lotus Esprit Turbo SE z 1991 r. Wyprodukowano ich zaledwie 1608 sztuk.

Z tych dziewiętnastu postanowiłem skupić się na sześciu. Na szczęście zarówno fotografia jak i motoryzacja to w dalszym ciągu moje hobby, więc wybór jest tylko i wyłącznie moją subiektywną decyzją. Zacznę od Dodge Vipera RT/10 pierwszej generacji, który opuścił fabrykę w 1993 roku, co oznacza że pochodzi z pierwszego pełnego roku produkcji tego modelu. Jest to samochód, który z wielu względów jest wyjątkowy. Chyba wszystkie osoby pamiętające lata 90-te darzą ten model sentymentem. Jednak najważniejszą informacją dla potencjalnego kupującego powinien być stan tego amerykańskiego wozu: Viper wygląda jakby dopiero co wyjechał z fabryki, a po spojrzeniu na przebieg zobaczymy 4926 mil. Egzemplarze w podobnym stanie można podziwiać w muzeach, a ja mogłem spełnić swoje małe marzenie i zasiąść za kierownicą tego genialnego, bezkompromisowego samochodu. Bez wątpienia to już ikona motoryzacji. W ramach ciekawostki: Viper nie ma klamek z zewnątrz i da się go otworzyć tylko od wewnątrz. W szybach bocznych są dziury, by móc sięgnąć do klamki, która znajduje się w środku. W skrócie oznacza to tyle, że nie da się go w żaden sposób zamknąć. 







Następne w kolejce są dwa Fiaty: 500F z 1969 r. oraz Samantha 125 Vignale z 1970 r. Modelu 500 raczej nie trzeba przedstawiać nikomu, nawet osobom średnio interesującym się motoryzacją, ale warto napisać nieco na temat tego konkretnego egzemplarza. Został on odrestaurowany przez firmę Retroline i ma fenomenalny lakier z palety Fiata z lat 60 - Azzuro Chiaro. Wyjeżdżając takim autem na ulicę na pewno zwrócimy na siebie spojrzenia innych, przy czym trzeba zaznaczyć, że będą im towarzyszyć pozytywne emocje. Ten model podobał mi się od zawsze, a po możliwości dokładnego obejrzenia, stwierdzam, że muszę kiedyś taki mieć w garażu. Najchętniej w komplecie z nowym Abarthem 500.

Drugi z Fiatów jest samochodem, którego na ulicy mogliście nigdy wcześniej nie widzieć i nie powinno was to jakoś szczególnie dziwić, gdyż wyprodukowano około 100 sztuk tego modelu. Przyczyniły się do tego dwie rzeczy: Samantha Vignale była dwa razy droższa od 125 S, który był bazą dla tego modelu oraz fakt, że były one sprzedawane tylko przez specjalistyczne zakłady, nie zaś przez dealerów Fiata. Ten konkretny egzemplarz był zarejestrowany na pierwszego właściciela do 2009 r. W 2016 r. przyjechał do Polski. Jak na swoje lata wóz jest w świetnym stanie, posiada pełną dokumentację i przejechał... uwaga: 61350 kilometrów.   







Alfa Romeo GT Junior z 1970 r. pierwsze 45 lat swojego życia spędziła na południu Włoch, w Neapolu. Przed sprzedażą przeszła gruntowną renowację, a zanim przyjechała do Polski, nowy właściciel postanowił przejechać 400 kilometrów po włoskich drogach by w pełni poczuć klimat tego wyjątkowego samochodu. Na pewno jest mu czego zazdrościć, takie podróże to pamiątka na całe życie. Zwłaszcza że Alfa jest okraszona licznymi, genialnymi detalami, które cieszą podczas jazdy. Te samochody są kwintesencją włoskiego stylu i na pewno będą już tylko drożeć, w dzisiejszych czasach już się takich nie produkuje.









Lancia Fulvia z 1975 r. to kolejny dowód na to, że Włosi potrafią robić piękne włoskie coupe. Przy cenie startowej 35 tys. zł można by to uznać za okazję życia. Piękny niebieski (i co najważniejsze, oryginalny) lakier podkreśla urok tego samochodu. Dodajmy do tego jasną, skórzaną tapicerkę w środku i nie pozostaje nic innego jak się zakochać. Jest tylko jeden mały problem - w zeszłym roku miałem przyjemność dokładnie obejrzeć Fulvię Zagato. Tutaj zwycięzca może być tylko jeden, choć... Zagato pomalowałbym właśnie na ten niebieski kolor. Jest genialny. 





Jeśli liczyliście opisane samochody to powinno wam wyjść pięć, a pisałem o sześciu. Niestety mój aparat po ok. 50 minutach zdjęć postanowił się wyłączyć i już więcej nie reagować na jakiekolwiek polecenia. Uprzedzając pytania, to nie baterie, nie oszalałem by przed taką imprezą zapomnieć ich naładować. 5D postanowiło udać się na wcześniejszą emeryturę, a mi pozostało cieszyć się przez pozostały czas genialną atmosferą i wspaniałymi samochodami. Powyższy materiał to wszystko, co udało mi się zebrać. Części samochodów nie ma, bo uznałem, że zdążę jeszcze na spokojnie wszystko ogarnąć jak będzie lepsza okazja. Niestety, ale nie wziąłem pod uwagę tego, że aparat większość imprezy przeleży w torbie. Z tego też powodu blogowe plany muszą zostać na jakiś czas zawieszone.

Okej, ale obiecałem to piszę o szóstym samochodzie. Listę aukcyjną otworzyła Alfa Romeo Giulia TI z 1966 r. Giulia najprawdopodobniej ma najciekawszą historię z prezentowanych w Rozalinie pojazdów. W Polsce tego typu samochody w latach sześćdziesiątych były dostępne tylko i wyłącznie dla zasłużonych artystów i naukowców, z czego tylko garstka była w kolorze Bianco Spino. Alfa trafiła do rąk profesora Janusza Groszkowskiego, który zasłużył sobie wkładem w rozpracowanie niemieckich rakiet V2. Ponieważ w tamtych latach serwisowanie tego typu pojazdów było mocno kłopotliwe, większość tego typu aut właściciele natychmiast sprzedawali, jednak tutaj było inaczej. Włoszka została rozstała się z profesorem dopiero w 1985 r. Obecnie samochód jest zmodyfikowany, lecz oryginalne części są w posiadaniu sprzedającego, także gdyby ktoś zdecydował się na zakup to w każdej chwili może wrócić do fabrycznego stanu. Zadajecie sobie pewnie pytanie, ile wóz z taką historią jest warty? O ile dobrze pamiętam, to licytacja zakończyła się na 40 tysiącach złotych. Dużo? Moim zdaniem to bardzo mało. Dlatego też niejednokrotnie zabolało mnie to, że nie miałem wolnej gotówki by włączyć się do licytacji... Zapewne główną przyczyną takiego stanu rzeczy było to, że aukcje klasyków w Polsce to stosunkowo świeży temat i jeszcze trochę czasu minie, nim to wszystko nabierze rozpędu. Ja trzymam kciuki za Michała i jego zespół!

Paradoksalnie brak aparatu wyszedł mi na dobre, mogłem w spokoju zająć się czerpaniem przyjemności z obcowania z piękną, klasyczną motoryzacją i rozmawiać z pasjonatami czy też właścicielami na ich temat. Dowiedziałem się między innymi, że łódzka Fulvia Zagato podobnie jak wielu Polaków już wkrótce wyjedzie do Wielkiej Brytanii. Z czasem zacząłem się zastanawiać, czy to nie najwyższy czas, aby z fotografii motoryzacyjnej zająć się tylko motoryzacją. Fotografia to worek bez dna, więc te fundusze można by przeznaczyć na realizację motoryzacyjnych marzeń i uczestniczeniu w tego rodzaju imprezach w nieco inny sposób. Długo jednak nie musiałem czekać na pierwsze głosy sprzeciwu, także... najpierw trzeba będzie skończyć to co się zaczęło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz