sobota, 6 lipca 2013

Juni, Juli, Augusti

Ponad 10 lat temu w głowach szwedzkich członków fanklubu Ferrari zrodził się pewien pomysł. Chodziło o to, by stworzyć niezapomniane wydarzenie, na którym będą mogli bawić się wszyscy właściciele wyjątkowych samochodów. Zarówno tych przystosowanych do ekstremalnej jazdy po torze, jak i luksusowych, dysponujących olbrzymią mocą generowaną przez ogromne silniki benzynowe. Bez względu na markę. Pomysł okazał się być świetny i szybko rozrósł się poza Skandynawię. Obecnie Gran Turismo Events organizuje średnio 5-6 imprez rocznie, z czego od 2005 na liście widnieje Gran Turismo Polonia - najprawdopodobniej największa tego typu impreza w Polsce.

Zapewne słyszeliście już o tym wydarzeniu, gdyż miałem okazję być tam już dwukrotnie (2010 i 2012). W tym roku dość długo zastanawiałem się, czy w ogóle będę mógł tam pojechać, ale mój problem rozwiązał jeden mail: Pański wniosek o akredytację na Gran Turismo Polonia 2013 został rozpatrzony pozytywnie. Zatem zapraszam na imprezę! 

Standardowo kilka dni przed niedzielą nie mogłem się już doczekać. Udało nam się zgrać całkiem fajną ekipę z Łodzi, a na miejscu czekało kilku starych znajomych. Nawet jakby frekwencja nie dopisała, to mogłem być pewny, że atmosfera to nadrobi. Koło dziesiątej wszyscy tradycyjnie byliśmy już pod hotelem Andersia, gdzie zbierają się wszyscy uczestnicy. 












Po odebraniu akredytacji mogliśmy bawić się dalej. Postanowiłem zajrzeć na parking podziemny, ale było jeszcze za wcześnie... Na miejscu zastałem dosłownie trzy samochody. Większość była jeszcze w drodze. 




Na górze pojawiło się kilku nowych gości, ale też liczba zainteresowanych oglądaniem się zwiększyła. Tak swoją drogą, oglądaliście już nowy Top Gear? Jeśli tak, to przyjrzyjcie się uważnie zdjęciu 599 GTO.



Wraz z Gran Turismo Polonia przez Poznań przewija się całkiem spora ilość fajnych samochodów niekoniecznie związanych z samą imprezą. W tym roku nie można było narzekać na gości specjalnych.






Mieliśmy już plan, żeby coś zjeść, gdy właśnie w tym momencie zaczęło się zjeżdżać coraz więcej samochodów. Nikt z nas nie narzekał na taki obrót sprawy, w zasadzie to śmialiśmy się, że do docelowego miejsca mamy 3 minuty spacerkiem, a dojście tam zajmie nam pewnie z 30... ale mieliśmy dobrą wymówkę, by zacząć obiad trochę później. 






Dochodziła czternasta, zatem zebraliśmy całą naszą gromadę i poszliśmy w kierunku tramwaju, by dojechać na Hlonda. To był wyjątkowy dzień, nie wiedziałem, że postój na przystanku może być tak ciekawy... 



Dotarliśmy na miejsce. Nie mogliśmy wybrać sobie lepszego momentu. Nie minęła chwila, a zaczęło zjeżdżać się coraz więcej uczestników. Gdy wszyscy dojechali i znaleźli miejsce do postawienia swojego samochodu, można było rozpocząć pokaz. W tym roku Park Maszyn wraz z kolejką chętnych do przejechania się po zamkniętym odcinku stanowił pas w jedną stronę, zaś drugi pas służył do efektownego przejazdu wraz z pokazem możliwości danego pojazdu. Był to doskonały pomysł, bo wszystkie atrakcje były w zasięgu wzroku. 


















































W tym miejscu muszę przerwać. Zapewne wielu z was wie, co wydarzyło się podczas pokazu z telewizji czy internetu. Kierowca Koenigsegga CCR zaraz po tym, jak obróciło go na nawrotce, wcisnął gaz do oporu i przy zmianie biegu uciekł mu tył samochodu. Poszła kontra, tyłek dalej tańczy, koło wpada na krawężnik. Samochód obraca się o 180 stopni i wpada w tłum stojący przy barierce. Szok. Nie wyglądało to zbyt dobrze... Oczywiście tłum reporterów biegnie na miejsce zdarzenia z aparatami, chwilę później gość z TVN24 mówi przez telefon, że może wejść na żywo. W telewizji i internecie pojawia się nieskończona ilość ekspertów mówiąca o żółtym Ferrari, które ma tysiąc koni. Pozostawię to bez komentarza. Mnie chwilę zeszło, nim dotarło do mnie, co się stało. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że wszyscy wyjdą z tego cało. Pokaz został rzecz jasna odwołany, a uczestnicy udali się w drogę powrotną do hotelu. 














Atmosfera pod hotelem zdawała się być dużo lepsza, niż mogło się to komukolwiek wydawać. Wszystko zdawało się wyglądać tak, jak rok temu. Samochody stoją, ludzie je oglądają. Plac przed hotelem jest pełny, ciągle ktoś dojeżdża. Wielu z nas widziało już scenariusz, że impreza zostaje całkowicie odwołana, jednak wiele wskazywało na to, że nic takiego nie nastąpi. 









Ze względu na sporą liczbę osób na zewnątrz postanowiłem pozwiedzać parking podziemny. Tym razem było dużo lepiej. W zasadzie to po tej wycieczce byłem już na tyle zmęczony i szczęśliwy, że nie zrobiłem już ani jednego zdjęcia tego dnia i chciałem już po prostu jechać do domu. 



























Na szczęście wszyscy byliśmy podobnego zdania, także przed dwudziestą wyruszyliśmy w drogę powrotną. Wieczorem zajrzałem na skrzynkę, by upewnić się czy impreza będzie kontynuowana. Znalazłem tam informację, że wszelkie wymogi dotyczące bezpieczeństwa zostały zachowane i impreza nie została odwołana, także nasze akredytacje są nadal w mocy. W poniedziałek o 12 na Torze Poznań odbyła się konferencja prasowa. Nie mogłem już tego słuchać, więc wyłączyłem telewizor i zająłem się pracą nad zdjęciami z niedzieli. Wiedziałem, że czeka mnie jeszcze dogrywa w środę, więc im więcej zrobię teraz, tym mniej będę obłożony robotą  jak wrócę z toru.

Ze względu na fenomenalną komunikację PKP na linii Łódź - Poznań po raz kolejny wybrałem usługi PolskiegoBusa. Był tylko jeden mały problem: albo jestem o czwartej na miejscu, albo o jedenastej. Tak więc przespałem się z 45 minut i udałem w kierunku dworca chwilę po pierwszej w nocy. W autobusie jeszcze chwilę się przespałem, zaczynając dzień mając na koncie niecałe trzy godziny snu. Trochę się bałem, że w połowie dnia po prostu wysiądę jak jakaś zabawka, której skończą się baterie, ale wiedziałem, że moja miłość do motoryzacji jest silniejsza od jakiś tam fizycznych ograniczeń. Nie myliłem się, znam się w końcu już 21 lat!

Po krótkim spacerze z lotniska pojawiłem się na torze. Oczywiście było jeszcze za wcześnie, więc następne kilka godzin siedziałem na tarasie i ciesząc się spokojem. W pewnym momencie zaczęło mnie to nudzić i zniecierpliwiony oczekiwałem na przyjazd uczestników. Mój wysiłek został doceniony i w końcu mogłem cieszyć się kolejnym pięknym dniem w Poznaniu. Później wpadłem na kilku znajomych, z którymi mogłem chwilę pogadać (tutaj wielkie podziękowania wędrują do Maćka Wlaźlaka).




























































Tak krążyłem sobie po torze, aż po czternastej doszedłem do wniosku, że czas się zawijać. Czekała mnie jeszcze długa droga powrotna. Wychodząc, zostałem pożegnany przez Ferrari 599 GTO.


W mojej opinii tegoroczne Gran Turismo Polonia było dużo lepsze od zeszłorocznej edycji. Fakt, że może jestem trochę nieobiektywny, ale mam wrażenie, że atmosfera wyjątkowo dopisała i nawet wypadek nie jest w stanie zmienić mojego zdania. Gdyby nie on, to zapewne po raz kolejny wszyscy wróciliby do domu i chwalili się pośród znajomych jaka to super impreza i w ogóle jak to wszystko jest fajnie zorganizowane. A tak to wszyscy będą na niej wieszać psy, a szkoda. Miasto wyraziło zgodę, policja również nie miała zastrzeżeń... Nadal ktoś myśli, że to tylko wina organizatora? Zachęcam do głębszego zastanowienia się nad tą sprawą. Mam nadzieję, że ten wypadek pomoże władzom miasta, policji oraz organizatorom w lepszym zabezpieczeniu tego typu imprez w przyszłości, a nie będzie tylko czarnym PR-em dla następnych edycji. Pamiętajcie, że za rok będzie to już dziesiąta. Szkoda by było, gdyby odbyła się ona tylko na torze!

1 komentarz: