piątek, 10 marca 2017

Hybrid Theory

Jeszcze do niedawna hybrydy kojarzyły się większości głównie z Toyotą Prius. Co może was zaskoczyć, produkcję pierwszej generacji tego modelu rozpoczęto już 20 lat temu (1997), a do Europy dotarł dopiero w 2000 r. Widać gołym okiem, że trochę lat już minęło, zatem warto zadać sobie pytanie, czy coś się przez ten czas zmieniło? Przede wszystkim Prius dalej jest produkowany i według danych producenta do kwietnia 2016 sprzedano 3,7 miliona egzemplarzy. Pierwszy milion pękł w 2008 roku, także widać, że zainteresowanie hybrydami przez ostatnie lata znacząco wzrosło.

Jeśli zastanawiacie się, czy hybrydy mogą być ciekawe to odpowiedź brzmi 'tak'. Jeśli zadajecie sobie pytanie, czy aby na pewno czytacie właściwego bloga to odpowiedź również jest twierdząca. Nie patrząc na pieniądze to z pewnością ciekawymi hybrydami są McLaren P1 czy Ferrari LaFerrari. Jeśli jednak nie stać was na żadne z powyższych to w wariancie 'ekonomicznym' jest na przykład Infiniti Q50S albo Lexus LS600h. Dzisiaj skupimy się na tym drugim.

Jest ostatni piątek lutego. Czerwona Giulia Quadrifoglio stojąca pod śnieżną pierzyną żegna mnie na wylocie z Łodzi. To zresztą ta sama, którą widzieliście w ostatnim wpisie. Na szczęście we Wrocławiu nie ma już żadnego śniegu. Pierwszy kontakt z LS-em jest taki, że w ciemnościach wygląda jak nieco większy IS. To głównie zasługa świateł LED, które chyba we wszystkich modelach są takie same. W środku bardzo w stylu Lexusa, nadal czuć ducha lat 90-tych, jednak nie można mu zarzucić bycia przestarzałym. No, może trochę. Pierwsza przykra niespodzianka czeka mnie po otworzeniu bagażnika. Nie da się ukryć, spodziewałem się większej przestrzeni, ale to w sumie mało istotne. Po zajęciu miejsca w środku przypomniałem sobie, za co uwielbiam Lexusy. Wygłuszenie jest niesamowite, a Mark Levinson to chyba najlepsze co dostaniecie w samochodzie, jeśli chodzi o audio. Dodajcie do tego 5-litrowe V8 z silnikiem elektrycznym, generujące łącznie 445 KM i macie zarys tego, co czekało mnie przez następne dwa dni - totalna izolacja od szarej polskiej rzeczywistości.


Dyskusje na temat pierwszych wrażeń przeciągnęły się do późnych godzin, a weekendowy grafik był napięty. W sobotę pojechaliśmy do pobliskich Kobierzyc, gdzie znaleźliśmy miejsce idealnie pasujące do Lexusa LS600h L Superior. Długa nazwa, ale jest dość kluczowa, zwłaszcza, gdy spojrzymy w cennik. To najdroższa oferowana odmiana LS600h, która startuje od 722 900 zł i do zamknięcia cennika pozostaje nam tylko wybór innego lakieru. Tak oto płacąc 730 100 zł dostajemy najdroższego LS-a, jakiego można skonfigurować. 




Pogoda była... zmienna. Od śniegu, przez deszcz ze śniegiem, aż do wiosennego słoneczka. Oznacza to tyle, że utrzymanie samochodu w czystości było w zasadzie niemożliwe. O zmiennych warunkach oświetleniowych chyba wspominać nie muszę?




Z zewnątrz Lexus jest dostojny i specjalnie się nie wyróżnia. Tak w zasadzie to od 1989 (czyli odkąd marka Lexus istnieje) LS drastycznie się nie zmienił. Osobiście jestem zdania, że to dobrze. Wydaje mi się, że w tym segmencie delikatne korekty bez żadnych rewolucji są pożądane.

W środku sytuacja ma się podobnie. Panel sterujący, który znajduje się na tylnej kanapie może niektórym przypomnieć czasy Toyoty Yaris I. W schowku znajdziemy zaś dwa piloty. Dobrze czytanie, piloty. W tym jeden z nich (ten od masażu) jest na kablu. Sam masaż... nie zachwycił mnie. W tej kwestii maszyna prędko człowieka raczej nie zastąpi. 










Jak się to prowadzi? Nie wiem, ale biorąc pod uwagę to, że kierujący nie skarżył się na swój los to zakładam, że nie jest źle. Wydaje mi się, że z przyspieszeniem do 100 km/h na poziomie 6,1 s i jednostajnym przyspieszeniu do zamknięcia licznika, jazda po polskich drogach (nawet krajowych) nie należy do specjalnie uciążliwych. To, co z perspektywy Golfa III w dieslu wydaje się być samobójstwem, tutaj przychodzi z dziecinną wręcz łatwością. Inne samochody wyprzeda się niczym stojące tyczki. Prawda jest też taka, że osoba kupująca taki samochód, raczej jest zainteresowana tym, co dzieje się w drugim rzędzie foteli. Trzeba oddać, że podróżuje się tutaj bardzo wygodnie, choć prawy fotel z przodu też nie jest dla pasażera karą.

Najlepszym testem dla Lexusa była podróż z Wrocławia do Kudowy-Zdrój. Planem na niedzielę było zebranie materiału foto-wideo na fragmencie od miejscowości Radków przez Karłów aż do Kudowy-Zdrój, czyli drodze wojewódzkiej nr 387 zwanej również Drogą Stu Zakrętów.








Po dotarciu na miejsce stanęliśmy przed niemałym dylematem: LS600h to samochód, który świetnie nadaje się na podróże małe i duże, ale po samej Drodze Stu Zakrętów chętnie poszalelibyśmy czymś innym... A zważywszy na cenę testowanego samochodu to z takim budżetem byłoby w czym wybierać. Mam wrażenie, że jeszcze kiedyś tu wrócimy.



Lexus LS600h L Superior to z pewnością ważny gracz w segmencie luksusowych limuzyn. Z jednej strony dostojny i nierzucający się w oczy, choć w centrum Wrocławia przechodnie zdali się być zainteresowani tym, kto siedzi za roletką w tylnym rzędzie foteli. Z drugiej strony, pomimo swojej wagi to potwornie szybki samochód. Z dobrym kierowcą to świetny środek transportu, zwłaszcza w dalekie podróże. Z pewnością nie jest to samochód idealny, ale na horyzoncie widać już nową generację flagowego sedana z Japonii.

PS. Dziękuję za owocną współpracę Project Automotive bez których, ten materiał by nie powstał. Przy okazji chciałem chłopakom życzyć wszystkiego najlepszego z okazji drugich urodzin. Zdaje się, że stopniowo portal się rozkręca, a to dobrze dla wszystkich miłośników czterech kółek.