poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Last Night

Pod koniec roku 2009 kupiłem sobie nowy obiektyw. Już od dawna nosiłem się z tym zamiarem. Po długich namysłach padło na Nikkora 70-210 4-5.6. Miał być tani, nie miałem w sumie zbyt dużych wymagań. Zdawałem sobie sprawę z tego, że dobry teleobiektyw to zabawka od trzech tysięcy w górę. Nie stać mnie było na coś takiego... Pierwszy problem pojawił się gdy dostałem obiektyw do ręki. Przysłona przestawiana z poziomu obiektywu... Ja p...doleee... No ok, jakoś (chyba) przeżyję... Następna rzecz, która zwróciła moją uwagę to niedziałający AF. Świetnie. Potem okazało się, że przysłona f/32 nie jest bez powodu zaznaczona na pomarańczowo. Jak przesunie się pierścień odpowiedzialny za dobór przysłony to... można ją ustawiać z poziomu aparatu. Co więcej, AF zaczął działać! Ale nie miałem w domu wystarczająco dużo światła by się pobawić moją nową zabawką... Eh... 

30 grudnia specjalnie poszedłem ze znajomymi na spacer po centrum, by zrobić użytek z 70-210-tki. Efekty nie były zbyt zadowalające... na nie trzeba było czekać jeszcze dłuuuuugooooo. Ale warto było. Obecnie to mój ulubiony obiektyw.

W 2010 bardziej skupiłem się na koncertach niż na motoryzacji, co przełożyło się też na liczbę zdjęć. Otwarcie sezonu zaliczyłem przypadkowo i... niechętnie.
-Bentley Continental GT u nas na osiedlu
-eee... nie ide
-Dobra, narazie.
Dzień później
-Dalej stoi... może jednak przyjdziesz?
-Daj mi spokój, uczę się...
-No chooodź
-W sumie... To będę za 20 minut
Na miejscu zdążyłem się pokłócić z kilkoma osobami, więc generalnie to do dupy taki start. Ale z czasem było lepiej... Warto odnotować wypad do łódzkiego Auto Simu. Śniegu było sporo, droga do salonu beznadziejna (lokalizacja sama w sobie jest tragiczna), ale my już mieliśmy swoje sposoby żeby umilić sobie drogę (ekipa taka sama jak na sesji Gallardo LP560-4 Spyder, a co ciekawe... też szliśmy po Lambo!).




Potem było kilka wyjść nastawionych typowo na foto-moto, zakończonych z różnym skutkiem. W pewnym momencie znudzeni, postanowiliśmy zająć się czymś ciekawszym... Zawsze zastanawiałem się, czy w Łodzi jest jakiś ciekawy punkt widokowy na panoramę miasta. Okazało się, że takowy istnieje...


Wokół mnóstwo puszek/butelek po piwie, ale miejsce ma klimat. Jakby ktoś chciał zabrać dziewczynę na randkę w dość nietypowe miejsce to zdecydowanie polecam (o ile jest ona w miarę sprawna fizycznie). Na początku maja dałem się wyciągnąć do stolicy na Men's Day. Czy było warto? Nie jestem do końca przekonany, było kilka fajnych samochodów, drifty były niewiarygodnie nudne, choć zapewniano mnie, że mi się spodobają. Niespodzianka! Ale przynajmniej miałem w końcu okazję porządnie przetestować Nikkora 70-210. Z początku trochę nie ogarniałem, ale potem szło mi coraz lepiej.







Zdecydowanie z tego całego towarzystwa największe wrażenie zrobiły na mnie Mercedesy... CLS zrobił swoje, samochody tej marki coraz bardziej zaczęły mi się podobać. Zwłaszcza te starsze...




Nieco później, też w maju, moje urodziny. Czy mogłem dostać fajniejszy prezent niż mini zlot Alfy Romeo 155? Mój ulubiony model, który zobaczyłem pierwszy raz oglądając Komisarza Rexa. To przez niego tak długo trułem rodzicom, że chce owczarka niemieckiego, iż w końcu zamieszkał z nami Brom. Wracając do mojego urodzinowego zlotu. Tego dnia poznałem Igora (155 V6), z którym pojechałem, by poznać Olka (zielona 155). Dość szybko się polubiliśmy, rozmowa dość dobrze się kleiła. Do dziś dobrze wspominam ten dzień. W końcu 18-te urodziny. 




Żeby tego było mało, również Marcin mnie wtedy odwiedził. Przyjechał swoją Alfą Romeo GT, która zastąpiła CLSa. Trochę mi go było szkoda, ale bardzo się cieszyłem z tego powodu. Niecały tydzień później wziąłem się za jej zdjęcia.






Co ja mogę powiedzieć... Jest świetna, uwielbiam ją... Nie ma V6-tki pod maską, tylko diesla, ale jakoś mnie to nie obchodzi. Przynajmniej nie zrujnuje nikogo przez koszty utrzymania. Jeździ bardzo dobrze, jest wygodna... audio to samo, co z poprzedniej GT i CLSa - gra wyśmienicie. Czasami mam wrażenie, że ci, którzy przewieźli mnie swoimi Alfami zrobili mi ogromną krzywdę... Za każdym razem jestem totalnie zauroczony tymi samochodami... Wracając do GT, zadowolony chciałem zrobić kilka zdjęć 70-210... ale szybko zauważyłem, że... wyjąłem go z pokrowca i został w domu... Grrrr...

Początek czerwca i jednocześnie pierwsze dni 'dorosłości' upłynęły w dość nieciekawym nastroju. Po dość radosnych i przyjemnych dniach, spotkania 155-tek, sesji GT, koncertu Eltona Johna w Warszawie, przyszedł czas na zderzenie z rzeczywistością. Dość silnie popsułem sobie humor, pewne problemy, które myślałem, że w końcu zniknęły, pojawiły się ponownie i porządnie mnie wkurzyły. Pokłóciłem się z kimś, z kim nie powinienem... Aż w końcu doszedłem do wniosku, że pier...lę i rzucam foto-moto w jasną cholerę, trzeba się ogarnąć. 1,5 roku udawania, że wszystko jest w porządku było nie najlepszym pomysłem...






Jak się to wszystko skończyło? Na sam start dostałem kilka okazji na fenomenalne zdjęcia, których nie mogłem przepuścić. Ale wmawiałem sobie, że to definitywnie koniec i więcej nie dotknę się aparatu. Przyszłość miała zweryfikować moje zamierzenia. Ale o tym następnym razem ;)

czwartek, 21 kwietnia 2011

New Dawn Fades

Byłem pierwszą (i chyba jedyną) osobą, która uznała sprzedaż czerwonej GT za nie do końca słuszną decyzję. Uwielbiałem ten samochód i nie mogłem do końca zrozumieć, co Marcin widzi w "czterodrzwiowym coupe" Mercedesa, modelu CLS. Z czasem jednak doznałem olśnienia...



Po pierwsze, pięciolitrowe V8 generujące 306 koni mechanicznych, nie tylko sprawnie jeździ (0-100 w 6.1 sekundy), ale też fenomenalnie brzmi. Zestawienie kolorystyczne nadwozia z wnętrzem jest po prostu genialne, w tej konfiguracji samochód sprawia piorunujące wrażenie. Po drugie, lista wyposażenia opcjonalnego jest tak długa, że auto kosztowało prawie 500 tysięcy złotych. Nie brakuje tu niczego, zaczynając od elektrycznych szyb, centralnego zamka, różnorakich elektronicznych systemów, szyberdachu, elektrycznie regulowanych fotelach z masażem, czujnikami parkowania, nawigacją satelitarną i kończąc na milionach innych mniej, lub bardziej przydatnych rzeczy... Seryjne audio wyleciało w trybie natychmiastowym, Harman Kordon powinien się wstydzić za to, co wkłada do CLSów i to jeszcze bierze za to tak astronomiczne kwoty... Nowy sprzęt, to stary sprawdzony system, który został przełożony z GT. Mając to wszystko do dyspozycji, w CLSie można się poczuć zupełnie odizolowanym od świata zewnętrznego. Chyba, że ktoś postanowi zajechać Ci drogę, albo wjechać w kufer. A ubezpieczenie do tanich nie należy... W każdym razie, dopóki nie jest to nasza wina, możemy czerpać ogromną przyjemność z jazdy. O ile nas na nią stać... Ogólnie rzecz ujmując, koszty utrzymania tak ekskluzywnej limuzyny nie są niskie... i nie mówię tu tylko o benzynie (która teraz jest zdecydowanie droższa, niż te 2 lata temu).






Ale załóżmy, że masz za dużo pieniędzy i nie wiesz co z nimi zrobić. Chciałbyś sobie kupić jakąś fajną limuzynę, ale 306 koni to za mało. Co wtedy? Pozostają dwie opcje. 5,4 V8 dysponujące 476 KM i 700 Nm i 6,2 V8 o mocy 514 KM i 630 Nm. Weźmy "słabszą" z wersji, CLSa 55 AMG.





Długo musiałem czekać, żeby w końcu mieć okazję obejrzeć z bliska 55-tkę, ale myślę, że było warto poczekać te 6 miesięcy... W czerni CLS trochę mniej rzuca się w oczy, ma się wrażenie, że jest bardziej niepozorny, niż jego "słabszy" brat. Jednakże znawcy rozpoznają po charakterystycznym body, hamulcach z logo AMG i poczwórnym wydechem, co kryje się pod maską... Bynajmniej nie diesel ;)


CLS był innowacyjnym samochodem, pierwszym "czterodrzwiowym coupe" jakie powstało. Bez wątpienia odniósł on sukces, dlatego jego śladami poszło Porsche (Panamera), Aston Martin (Rapide) i Audi (A7). W sumie to świetnie się spisał jako zastępca dla Alfy GT, muszę to przyznać. Po pewnym czasie, naprawdę mi się spodobał.

wtorek, 19 kwietnia 2011

The Best Damn Thing...

Sierpniowy wieczór. Siedziałem w jednej z restauracji w Supetarze, na Wyspie Brač w Chorwacji i w pewnym momencie ktoś do mnie dzwoni. 
-Słuchaj, mam dla Ciebie złe wiadomości
-Podpierdolili Ci Qvale Mangustę na zdjęcia
-No dobra, ale ja się z właścicielem umówiłem... nawet na konkretne miejsce, gdzie będziemy robić zdjęcia. Co mnie obchodzi ta banda debilów?
-Zrobili sesję w miejscu, gdzie Ty miałeś robić zdjęcia...
-Co? Nie dość że podpierdolili mi auto to jeszcze miejsce?
-No na to wygląda
-Będą tego żałować... W każdym razie dzięki za informację.
-Spoko, do zobaczenia w Łodzi

Nie zostawiłem tego. Robienie drugi raz zdjęć w tym samym miejscu byłoby co najmniej bez sensu, pomijam fakt, że nie miałem ochoty rozmawiać z właścicielem. Podobno dorośli ludzie są poważni... Jak widać nie wszyscy. W każym razie trzeba było wymyślić coś innego.Wkrótce wyklarowała się dość ciekawa opcja rewanżu za dość chamską zagrywkę...

W sierpniu i wrześniu dość silnie pracowaliśmy nad naszym tajnym planem. Wypalił. Później nawet dostałem wyjaśnienia, że to czysty przypadek, że chłopaki zrobili zdjęcia Mangusty w tym miejscu, w którym ja zamierzałem i że oni pierwsi załatwili kontakt. W sumie to nie robiło mi to już różnicy. Chrzanić tego gościa, nie chciał dobrych zdjęć to niech spada. Poza tym, jak spojrzałem na fotosy z tej sesji, to doszedłem do wniosku, że to auto jest naprawdę brzydkie, może i bardzo rzadkie, ale już potwór z Loch Ness wygląda bardziej atrakcyjnie. 

Co to za misterny i tajny plan? Sesja Lamborghini Gallardo LP560-4 Spyder, które od jakiegoś czasu zaczęło się kręcić po naszym pięknym mieście. Byłem przekonany, że załatwienie tego graniczy z cudem. Okazało się, że cuda się jednak zdarzają... 19. sierpnia 2009 miało odbyć się spotkanie z właścicielem. Gdy dotarliśmy na drugi koniec świata (jak ja to mówię o tym dość odległym miejscu w Łodzi), spokojnie rozejrzałem się po kompleksie firmy. Generalnie to jedno spotkanie mnie ominęło, okazało się, że potrzeba było nam trochę szczęścia, by ochrona chciała nas dopuścić do bezpośredniego spotkania z szefem, ale się udało (jakimś cudem). Trzeba przyznać, że to bardzo miły i sympatyczny człowiek. Od ręki dostaliśmy auto do zdjęć w miejscu, o którym wcześniej wspomniałem swoim kompanom. Efekt końcowy uważam za co najmniej ciekawy. Chciałbym tylko wspomnieć, że zdjęcia poza 19.08.09 były też robione równo miesiąc później - 19.09.09. Żeby było śmieszniej, wtedy cała nasza trójka ubrała się na biało... Zostało to skomentowane przez jednego z nas w następujący sposób: "Kurwa, wyglądamy jak jakieś pedały..."







Co do samego samochodu. Jest obłędny. Dźwięk 5,2 litrowego V10 po prostu przyprawia o orgazm... No dobra, może przesadzam... w każdym razie brzmi genialnie. Model, który mieliśmy do dyspozycji, w moim odczuciu był skonfigurowany w bardzo ciekawy sposób. Lakier Bianco Monocerus, który nie jest do końca biały, prezentuje się dość nietuzinkowo. To w połączeniu z wnętrzem wykonanym głównie z brązowej alcantary i dachu w podobnym kolorze daje dość specyficzny (a nawet kontrowersyjny) egzemplarz otwartej wersji Gallardo - nie wszystkim się podoba. Dla mnie jest świetny.






Jedno ze zdjęć trafiło nawet do kalendarza Exotic Cars 2010. Dzięki za wyróżnienie!
PS. Marcin (Hikari) ma dzisiaj urodziny. Wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń i czego tam jeszcze sobie chcesz :)

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Games Without Frontiers

Nocne rozmowy czasem potrafią urozmaicić życie... Czasami na niekorzyść, a czasem wywracają plany do góry nogami.
-Słuchaj, jutro jest otwarcie Rage Race 2009 w Warszawie
-Hmm...
-Jedziemy?
-No w sumie...
(...)
-"Wnioski o akredytacje są przyjmowane do 1.07.2009"
-Czyli do wczoraj... Hmmm...
-Dooobra, damy radę
-To do jutra

Z tym damy radę już na samym starcie były problemy. Marcin oczywiście się spóźnił, a jak już się pojawił, to przypomniał sobie, że nie ma ze sobą legitymacji. Żeby nie spóźnić się na pociąg, na dworzec pojechaliśmy taksówką. Bynajmniej to nie był koniec problemów tego dnia.

W Warszawie spotkaliśmy się ze znajomymi z forum exoticcars i wspólnie ruszyliśmy na legendarny już Plac Trzech Krzyży. Nudę nam towarzyszącą przerwał sms. Okazało się, że część z samochodów startujących w Rage Race już jest na parkingu podziemnym Galerii Mokotów, więc możemy się powoli zbierać. Wszystko super, tylko jest jeden mały problem. Teren imprezy jest zagrodzony i bez akredytacji wiele nie zdziałamy. Zgodnie stwierdziliśmy, że tak czy inaczej trzeba jechać i zobaczyć jak to wszystko wygląda.

Gdy dotarliśmy na miejsce, liczba problemów jakby się zwiększyła. Beznadziejne światło, trudności z ustawieniem balansu bieli i nie wiem co jeszcze. Trochę zrezygnowany oparłem się o barierkę i spoglądam na wszystkie zgromadzone auta. Po kontemplacji nagle coś do mnie dotarło:
-Ej patrz... Widzisz? Jak oni tam weszli?!
-Co jest... Przecież oni nie mają akredytacji, coś tu nie gra...
-Hmm...
Po chwili znaleźliśmy rozwiązanie, w barierkach była dość sporej wielkości przerwa. Sprawę ułatwiał fakt, że była ona w dość bezpiecznym do przedarcia się miejscu. W ten oto magiczny sposób byliśmy w środku. Było to oczywiste, że ktoś w końcu nas wywali, więc generalnie nasza pozycja wcale nie była lepsza niż na początku. W którymś momencie wpadliśmy na kolejnego znajomego, ten już był wyposażony w akredytację. Stąd kilka pytań i cel postanowiony. Pożyczyłem od niego jedną akredytację i postanowiłem legalnie wyjść z terenu imprezy. Następnie zdjąłem akredytację i udałem się w kierunku biura, które je wydawało. Okazało się, że pomimo zakończonego okresu przyjmowania wniosków, część akredytacji można dostać od ręki wypełniając jakiś kwit. Mi się udało. Wróciłem, więc w pełni legalnie na teren imprezy i przekazałem informacje reszcie, oddając rzecz jasna pożyczoną akredytację. Sprawa potoczyła się dość ciekawie, część naszych wywalili za brak tego śmiesznego papierka, innym udało się go zdobyć, a niektórym już nie. Było z tego powodu trochę spięć, ale trudno...









Gdy oklejono wszystkie samochody uczestniczące w imprezie nastąpił wyjazd...



W trakcie spokojnego robienia zdjęć aut opuszczających teren Galerii Mokotów, nagle dostrzegłem zmierzających w przeciwnym kierunku uczestników, którzy się spóźnili ... Mercedes SL65 AMG i Mercedes CLK63 AMG Black Series... Niesamowity widok.

Koniec imprezy. W każdym razie na dziś.Jednak to nie koniec naszych przygód w stolicy. Pokręciliśmy się jeszcze trochę i wynikło z tego kilka śmiesznych historii, między innymi:
Siedzimy sobie w KFC i jeden z nas wyszedł gdzieś na chwilę. Postanowiliśmy przestawić mu przysłonę na f./22, a że miał starego Nikkora 50 f/1.8, gdzie jej wartość wybiera się na obiektywie, mieliśmy ułatwione zadanie i większe szanse, że nie odkryje tego w porę. Efekty naszej mistyfikacji były więcej niż zadowalające. Wróciliśmy na Plac Trzech Krzyży i spokojnie obserwujemy co się dzieje. Nagle zza zakrętu wyłania się srebrne BMW Z8. Kolega bierze aparat, przykłada oko do wizjera i robi zdjęcie. Po chwili patrzy na podgląd i daje się usłyszeć "Kurwa! Który przestawił mi przysłonę na f/22?!". To było śmieszne, naprawdę.

Następnego dnia, 3.07.2009 ekipa startująca przybyła z wizytą do Łodzi. W sumie mogłem sobie odpuścić albo wyjazd do Warszawy, albo zasuwanie jak półprzytomne zombie do Manufaktury, ale nic takiego nie miało miejsca.






Tutaj okazało się, że akredytacja z dnia wczorajszego nie była już do niczego potrzebna. W każdym razie do dziś dnia leży i pełni rolę pamiątki. Nie wiem jak to jest, ale gdy tylko są jakieś targi, zlot czy cokolwiek podobnego na Rynku w Manufakturze, liczba ludzi jest ogromna. Stąd część uczestników najzwyczajniej w świecie olała ten etap i pojechała dalej. Chwała tym, co zostali.

Poza uczestnikami Rage Race 2009 pojawili się też... goście... Właściciel łódzkiego Lamborghini Gallardo postanowił dołączyć do osób zebranych na Rynku. Trzeba przyznać, że zrobił swojej firmie genialną reklamę, biorąc pod uwagę fakt, że całe auto było oklejone. Obsługa imprezy próbowała znaleźć numer startowy samochodu, jak ogłosiłem, że auto nie uczestniczy w tej imprezie, to wszyscy, czy to organizatorzy, czy to przechodnie, spojrzeli się na mnie, jakbym na ich oczach zgwałcił nosorożca. Zapewne zadawali sobie pytanie, skąd ja to wiem. No cóż... 



Drugim gościem był Mercedes S63 AMG, który stał na uboczu, aczkolwiek również na terenie Manufaktury. Ładnie komponował się z tłem.
Ostatnia rzecz, na którą chciałem zwrócić uwagę. Może zauważyliście, że z łódzkiej części nie ma ani jednego zdjęcia z dziewczynami Rage Race Patrol, czy jak one tam się nazywały. Powód był prosty - nie chciało mi się, z tej prostej przyczyny, że ludzi było całe mnóstwo i zrobienie dobrego zdjęcia w nadziei, że ktoś nie wp***doli mi się w kadr, było prawie niemożliwe. Ale, byli tacy, co robili wszystko, by zwrócić na siebie uwagę tych dziewczyn, a może i nawet wydłużyć sobie pewne elementy swojego ciała. Jakiś gość, zebrał 3 dziewczyny koło jednego z Ferrari 360 Modena. Wcisnął im kit, że zrobi im zdjęcie na okładkę jakiegośtam magazynu (którego tytułu pewnie nie podał). Biorąc pod uwagę ich reakcje, nie należały do zbyt błyskotliwych i niemal błagały go, by wysłał im to zdjęcie lub ewentualne informacje na maila. Podryw na pro-fotografa - misja zaliczona! Ja stałem z boku i nie mogłem przestać się śmiać z ludzkiej głupoty. I tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy wpis.

PS. 1,000 wyświetleń przekroczone!